niedziela, 5 maja 2013

Cień wiatru czyli historia mojej miłości...

Post bierze udział w konkursie organizowanym przez CupoNation.pl oraz kreatywa.net

Dzisiaj skończyłam czytać jedną z najwspanialszych książek jakie do tej pory wpadły w moje ręce - Cień wiatru.
Chyba nie będę zbyt odkrywcza pisząc, że do pewnych książek trzeba dorosnąć. Gdzieś 2 lata temu (będąc w fazie H. Cobena) skuszona pochlebnymi recenzjami sięgnęłam po Cień wiatru i zawiedziona brakiem wartkiej akcji porzuciłam go po 40 stronach. Na szczęście jakiś czas później w moje łapki trafiła Marina i reszta tak zwanej Trylogii mgły (Książę mgły, Pałac północy, Światła września), którą pochłonęłam jednym tchem. I wpadłam po same uszy... zakochałam się w świecie stworzonym przez Zafona: w jego bohaterach, fabule, specyficznym klimacie i poczuciu humoru. 


Fot. Francesc Català-Roca
 
Kilka miesięcy później stwierdziłam, że z chęcią wrócę do tych lektur i tu przeżyłam szok – Cień wiatru, całkowicie o nim zapomniałam! Weekend majowy (nieszczególnie obdarzający nas ładną pogodą) jest świetnym pretekstem do zatopienia się grubaśną książkę. I tak wsiąkłam... w dawną Barcelonę i Cmentarz Zapomnianych Książek, stałam się najlepszą przyjaciółką Daniela Sempere, przeżywałam wraz z nim jego rozterki sercowe, owładnęła mną mania odnalezienia książek Juliana Caraxa, znienawidziłam inspektora Fumero. Łapałam się nawet na tym, że dawkuje sobie czytanie tej książki, ponieważ desperacko nie chciałam rozstawać się z jej bohaterami. Zaczęłam nawet szukać w pamięci aktorów, którzy idealnie pasowaliby do postaci Daniela, Juliana, Fermina czy Nurii Monfort (idealnie pasuje Marion Cotillard, reszty postaci niestety nie dopasowałam tak jednoznacznie).
Jakiś czas temu pewna osoba zapytała mnie jaka jest moja "najukochańsza" książka, niestety nie potrafiłam jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Przeczytałam ich tak wiele, uwielbiam chyba wszystko, co napisano o Audrey Hepburn, kocham reportaże, książki podróżnicze, szwedzkie kryminały, Mary Roach, Tess Gerritsen, Cobena, Muminki, całą serię o Ani z Zielonego Wzgórza i wiele, wiele innych ale trudno mi było wymienić jeden wyjątkowy tytuł. Dziś wszem i wobec ogłaszam, że moje serce skradł Cień wiatru i co więcej, zazdroszczę wszystkim tym, którzy mają jeszcze przed sobą czytanie tej książki.
Ja z kolei udaję się w głąb Cmentarza Zapomnianych Książek i zaczynam (z wielką nadzieją w sercu), Grę Anioła, a następnie Więźnia nieba, w którym znowu spotkam Daniela i innych moich książkowych przyjaciół...

E.

2 komentarze:

  1. Wstyd mi, ale nie czytałam jeszcze żadnej książki Zafóna... Oczywiście tytuły znam i mam zamiar sięgnąć po nie, ale ciągle mi z nimi nie po drodze. Mam nadzieję, że w wakacje uda mi się zapoznać z twórczością tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że Cień wiatru może przerażać objętością ale uwierz mi, że warto :)

    OdpowiedzUsuń