poniedziałek, 20 lipca 2015

Wakacyjne plany czytelnicze

Ostatnio targam do domu stosy książek. Z powodu przeprowadzki biblioteki segregujemy księgozbiór w magazynie i ciągle trafiam na coś, co chciałam/miałam przeczytać. Stos jest naprawdę pokaźny, a nawet jeszcze nie wszystko przyniosłam do domu. Niedawno kupiłam też kilka książek, więc zapas mam na baaardzo długo. Tylko od czego zacząć? Akurat zaczęłam urlop, więc mam nadzieję trochę zmniejszyć te stosiki ;)

Na początek pokażę Wam moje ostatnie zakupy książkowe. Większość kupiłam u moich ulubionych dilerów literek, czyli w księgarni Fantastyczne Światy


Od góry:
  • J. Glogaza, Slow fashion. Modowa rewolucja - blogerka modowa radzi, jak przejść na odwyk zakupowy i skomponować swoją szafę. Zobaczymy, czy rady są rzeczywiście ciekawe. O ile w sieciówkach nie kupuję zbyt dużo, to w second handach już tak.
  • A. Kańtoch, Tajemnica Diabelskiego Kręgu - trzynastolatka spędza wakacje w opuszczonym klasztorze. Anioły, tajemnice i ratowanie świata. Była promocja.
  • M. Salisbury, Córka zjadaczki grzechów - książkę znalazłam przypadkiem na lubimyczytac.pl. Tytuł skojarzył mi się z pewnym filmem z Heath'em Ledger'em. Ciekawy opis i dobre opinie skusiły mnie do zakupu.
  • K. Clements, Vogue. Za kulisami świata mody - kulisy świata projektantów, modelek i celebrytów opisane przez byłą redaktor naczelną australijskiego wydania Vogue.
  • M. Kisiel, Nomen omen - kolejne fantasy z przeceny. Lubię lekkie i zabawne fantasy od czasu do czasu, mam nadzieję, że ta książka mnie nie rozczaruje.
  • O. Gromyko, Rok szczura - książki pani Olgi bardzo lubię, seria o o pewnej wrednej wiedźmie należy do moich ulubionych. Zobaczymy, czy nowość spod jej pióra okaże się równie wciągająca.
  • A. H. Petersen, Skandale złotej ery Hollywood - Rudolf Valentino, Mae West, Judy Garland i wielu innych.

A tu już zdobycze biblioteczne. Od góry:
  • L. Bugajski, Kupa kultury - wypożyczyłam ją pod wpływem impulsu, zdawała ją akurat nasza ulubiona Pani Profesor. Mówiła, że świetna książka.
  • F. Dostojewki, Biesy -  to akurat z listy "do przeczytania w życiu". Zbrodnia i kara, Idiota i Bracia Karamazow bardzo mi się podobały, zobaczymy jak będzie z Biesami. 
  • D. Warakomska, Droga 66 - lubię czasami przeczytać jakiś ciekawy reportaż. O tym słyszałam wiele dobrego.
  • R. Stracker, Los Angeles. Single, gangi i zieloni piraci - kolejny reportaż, już przeczytany. Dobrze napisany, ale czuję pewien niedosyt. No i bardzo brakuje w nim zdjęć.
  • H. James, O czym wiedziała Maisie - kolejna książka polecona przez Panią Profesor. Dziecko jako moneta przetargowa nienawidzących się rodziców.
  • M. Gabryś, Islandzkie zabawki - dopiero po wypożyczeniu zauważyłam, że ma kiepskie opinie. Cóż, zobaczymy.
  • M. Jastrzębski, Matrioszka Rosja i Jastrząb - reportaż tak dla odmiany. 
  • H. Kawakami, Pan Nakano i kobiety - obyczajowa powieść japońska.Tytułowy Nakano jest właścicielem sklepu z antykami, otacza go wiele kobiet: siostra, żona, kochanka, pracownica Hitomi (to ona jest narratorem powieści).
  • S. Chutnik, W krainie czarów - wiele słyszałam o tej autorce, ale jakoś nigdy nie sięgnęłam po jej książki. Czas to nadrobić.
  • D. Kortko, J. Watoła, Religa. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga - wszyscy wypożyczający chwalili, to wzięłam. A co.


Od góry:
  • J. Piekara, Ani słowa prawdy - zbiór opowiadań. Podobno świetny, to się okaże. 
  • J. Gardner, Grendel - książka pisana z punktu widzenia potwora. Może być ciekawe.
  • S. Chutnik, Cwaniary - wzięłam na zapas, jakby się spodobało.
  • S. Koper, Chorwacja - kilka lat temu byłam tam z mężem i oboje byliśmy zachwyceni. Chciałam poczytać więcej o tym kraju.
  • Z. Szczerek, Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian - w sumie zaintrygował mnie tytuł.
  • P. Ackroyd, Śmierć króla Artura - bo ja lubię motyw arturiański. 
  • P. Milewski, Dzienniki japońskie. Zapiski z roku Królika i roku Konia - zapis podróży autora po Japonii. Do książek o tym kraju mam sentyment, sięgam po nie często.
  • M. Krajewski, J. Kawecki, Umarli mają głos - o ile seriale kryminalne bardzo lubię, to książki z tego nurtu tak sobie. Ale ta pozycja bardzo mnie zaciekawiła, może dlatego, że są to prawdziwe historie opowiedziane przez wybitnego polskiego medyka sądowego. Takie CSI Śląsk.

Zainteresowało Was coś z moich stosików? A może czytaliście którąś z tych książek? Macie jakieś czytelnicze plany wakacyjne?
M.

wtorek, 14 lipca 2015

Foltene Pharma kuracja wzmacniająca do paznokci - recenzja

Jakiś czas temu miałam okazję testować odżywkę do paznokci z firmy Foltene Pharma. Jak już wielokrotnie wspominałam, moja praca nie sprzyja pięknym i mocnym paznokciom. Dlatego z wielkim entuzjazmem zabrałam się do wcierania odżywki w paznokcie.


Kilka słów od producenta
Odżywka kosztuje ok. 58 zł za 10 ml. Opakowanie przypomina trochę tusz do rzęs albo błyszczyk. Zresztą aplikator to mała gąbeczka dokładnie taka jak w produktach do ust. Całkiem wygodnie nakłada się tym preparat na paznokcie i skórki.



Odżywki używałam sumiennie przez dwa tygodnie zgodnie z instrukcją. Kiedy zaczynałam kurację paznokcie były w niezłym stanie, ale zawsze mogłoby być lepiej ;) Zrobiłam zdjęcia "przed" i zaczęłam wcieranie.





Odżywka ma bardzo przyjemną konsystencję, łatwo się ja aplikuje. Błyskawicznie wsiąka w paznokieć, nie zostawia żadnych plam jak to czasami robią moje olejki. Początkowo byłam nią zachwycona, paznokcie rosły błyskawicznie, zrobiły się bardzo twarde. Ale po około tygodniu z każdym dniem ich stan się pogarszał. Zaczęły się bardzo rozdwajać, łuszczyć i łamać. Nawet w czasie grzebania w najgorszych, zapleśniałych książkach w magazynie nie połamałam tyle paznokci (dokładnie 3, prawie tego samego dnia). Już od bardzo dawna moje paznokcie nie były w tak złym stanie. Nie wiem co w składzie tej odżywki tak im zaszkodziło, jeśli ktoś ma pomysł proszę o informację. Na dole macie zdjęcia "po". Specjalnie nie tykałam paznokci ani skórek, żebyście mogli sobie obejrzeć efekty.





Niestety, odżywka okazała się rozczarowanie. Ale już niedługo na blogu pojawi się recenzja kosmetyku do ciała, który skradł moje serce. Ciekawi?
M.

wtorek, 7 lipca 2015

Ulubieńcy czerwca 2015

Czerwiec już za nami, czas więc na ulubieńców miesiąca. Comiesięczne podsumowanie cieszy się sporą popularnością, mamy więc nadzieję, że i tym razem wpis Wam się spodoba :)

1. Kosmetyki
Marta: Przez ostatnie miesiące moja cera nieco szalała. Odstawiłam hormony, pracowałam w brudnym i zakurzonym magazynie. Odbiło się to negatywnie na mojej buzi. Wysyp może nie był spektakularny, ale mi przeszkadzał. To co zwykle pomagało przestało działać, pożałowałam kasy na kosmetyczkę, trzeba było jakoś temu zaradzić. Zdecydowałam się na kurację kwasami. Chciałam kupić polecany przez Ewelinę krem z Pharmaceris, ale pani w aptece doradziła mi tonik.


Kupiłam więc rewitalizujący tonik do twarzy z serii Skinetic i rozpoczęłam kurację. Producentem linii Skinetic jest firma Oceanic (czyli ci od AA). Tonik ma w składzie kwas migdałowy i hialuronowy. Kwas migdałowy delikatnie złuszcza, odświeża i rozjaśnia cerę, przywracając jej promienny koloryt. Natomiast hialuron wiążąc wodę w głębszych warstwach skóry, intensywnie ją nawilża i wygładza. W składzie są też komórki macierzyste z ryżu himalajskiego, które odpowiadają za stymulację odnowy komórek skóry oraz działanie opóźniające proces ich starzenia. Toniku używałam co drugi dzień na noc. Najpierw dokładnie myłam buzię, nakładałam tonik, a jak się wchłonął aplikowałam krem. Naskórek zaczął się złuszczać, pryszcze i przebarwienia powoli schodziły. Teraz już moja cera prawie całkowicie wróciła do normy. Nadal używam toniku, ale z mniejszą częstotliwością. Trzeba pamiętać, że przy kwasach konieczna jest ochrona przeciwsłoneczna. Ja bez 50 SPF nie wychodzę z domu. 


Cena i skład

Ewelina: Moja buzia niestety też szaleje ze względu na upały, praktycznie cały czas jest tłusta i zaczerwieniona. Żadne sprawdzone sposoby nie pomogły mi opanować nadmiernie wydzielającego się sebum. W związku z tym udałam się do apteki po pomoc i Pani farmaceutka doradziła mi krem La Roche Posay Kerrium DS (Kojący krem do skóry łojotokowej ze skłonnością do zaczerwienień i podrażnień). Efekty pojawiły się już po kilku dniach od używania - buzia była mniej zaczerwieniona, następnie po kolejnych kilku dniach zobaczyłam, że coraz mniej się świecę. Mam mniej suchych skórek, taki mały gratis :) Po około miesiącu nie wyglądam już tak tragicznie jak na początku czerwca :) Fakt jest taki, że mniej więcej w tym samym czasie zaczęłam łykać tabletki drożdżowe (Lewitan) i bratek w tabletkach, więc może poprawa stanu skóry jest też troszkę ich zasługą :)
Co do kremu to:
+ ma bardzo lekką konsystencję
+ bardzo szybko się wchłania
+ nie klei się
+ ładnie matuje skórę
+ łagodzi zaczerwienienia
+ zmniejsza łojotok
+ i jednocześnie ładnie nawilża
+ jest wydajny

- ma dziwny, mało przyjemny zapach (trochę jak nieświeże skarpetki)
- kosztuje około 50 zł za 40ml (ale jak pisałam jest bardzo wydajny) 

Kremik na pewno zagości na stałe w mojej kosmetyczce :) Producent deklaruje brak nawrotów do 6 tygodni od zakończenia stosowania. Zobaczymy :)



2. Dietetycznie
Marta: W tym miesiącu pojawiły się na straganach moje ulubione owoce: truskawki, maliny, jagody, czereśnie. Mogłabym je wcinać kilogramami (wczoraj za jednym posiedzeniem zjadłam pół kilograma czereśni). Same pyszności, a przy tym bardzo zdrowe. Bogate w witaminy i minerały. Też je lubicie?




3. Książki
Marta: Praca w magazynie pełnym książek może być zgubna. Ciągle znajduję coś, co chciałabym przeczytać. Stos książek w mojej szafce w pracy stale się powiększa i nie wiem za co brać się najpierw. W czerwcu padło na klasykę literatury rosyjskiej: Puszkina. Bardzo podobała mi się Dama pikowa i Córka kapitana. Na półce czekają już Biesy Dostojewskiego. Lubię literaturę rosyjską, nie wiem czemu do tej pory nie sięgnęłam po Puszkina.


4. Urodowo
Ewelina: Już od dłuższego czasu miałam chęć na przedłużenie rzęs metodą 1:1. Popytałam i poczytałam w necie, zapoznałam się ze wszystkimi opiniami "za" i "przeciw" i postanowiłam sama spróbować. Umówiłam się w naszym ulubionym salonie kosmetycznym w Białymstoku, bo wiedziałam, że tylko dziewczynom z Belli mogę zaufać. Bałam się że jakaś inna kosmetyczka zrobi to bez wyczucia i wyjdę z rzęsami niczym Barbie :) Laskom ufam :)
Kilka słów o samym zabiegu: zakładanie rzęs trwało około 3h, rozmiary, które mam założone to od 13-10, 13stki mogą wydawać się dość długie ale moje własne rzęsy są długie, więc wyszło bardzo naturalnie bez efektu Barbie :) Samo zakładanie nie jest nieprzyjemne ale niemożność otworzenia oczu przez ok 3h jest dość męcząca, na szczęście Wiola zagadywała mnie cały czas, więc nie skupiałam się na tym, że nie mogę ich otworzyć. Rzęsy doklejone zostały tylko do "dorosłych", tak aby po ich wypadnięciu młode rzęski zdążyły już urosnąć i oko nie było po prostu łyse. Po około miesiącu należy je uzupełnić (mniej więcej 1,5h-2h).
Pielęgnacja: przez 48h po założeniu nie można spać na brzuchu i gmerać przy oku, bo w tym czasie zasycha klej. Nowe piękne rzęski trzeba codziennie wyczesywać, w tym celu otrzymuje się specjalną szczoteczkę. Oczy należy przemywać płynem micelarnym lub innymi preparatami ale bez zawartości oleju, ponieważ olej rozpuszcza klej. Oczy normalnie można moczyć, pływanie w jeziorku i basen są dozwolone, sauna już raczej nie.
Ogólnie jestem bardzo zadowolona z efektu i ich "użyteczności" :) Bałam się troszkę, że będą mi przeszkadzały w codziennym życiu ale w ogóle ich nie czuję i nie zwracam na nie uwagi. Codzienny makijaż trwa połowę krócej, nakładam BB i voila :) Teraz, przy tych upałach nie muszę się martwić czy tusz mi spływa i mam oczy jak panda :) Na pewno uzupełnię je przynajmniej 2 razy, bo w sierpniu jadę na urlop :D
Niestety nie mam żadnego zdjęcia rzęs tuż po zabiegu. Jeśli będziecie chciały, to wrzucę tuż po uzupełnieniu :)
Zabieg kosztował 99 zł
Uzupełnienie 50 zł 

5. Sport
Ewelina: Zmotywowana instagramowym profilem fit_adrianna sama wzięłam się za swoje ciało. Jako, że "popsułam" sobie Achillesa i nie chcę go za bardzo przeciążać postanowiłam wstrzymać się z bieganiem i  dać szansę "dywanowym ćwiczeniom". Znudziła mi się Jillian, próbowałam nawet wskrzesić Ewkę ale jakoś żadna z nich nie poderwała mnie do ćwiczeń. Poszukałam czegoś nowego i tak trafiłam na Fitness Blender, powiem szczerze, że był to strzał w dziesiątkę! Fitness Blender, to dwójka trenerów personalnych: Kelli i Daniel. Na ich You Tubie znajdziecie niezliczoną ilość filmów z ćwiczeniami, dla każdego coś dobrego: przez kilkuminutowe ćwiczenia na różne partie ciała, zabawy sportowe, challenge, pilates i jogę, treningi cardio (z różnymi poziomami trudności), HIITy, po 1,5 godzinny program, który pozwoli Ci spalić 1 000 kalorii. Fitness Blender to nie tylko różnorodność ćwiczeń, nie sposób się nimi znudzić (hurrra!) ale również fachowe porady, trenerzy podpowiadają jak łączyć ze sobą ćwiczenia aby zyskać najlepszy efekt. Różne stopnie trudności podpowiadają, które ćwiczenia są dla początkujących, średnio zaawansowanych i kozaków. Programy kręcone są na białej ścianie, co dla mnie jest dużym plusem, bo nie rozprasza mnie :)
Polecam gorąco, oto przykładowy filmik:



Może ktoś z Was ćwiczył już z FB? Jakie efekty? Ja po ich ćwiczeniach jestem wykończona, zwykle zestawiam cardio z ćwiczeniami na jakąś partię ciała. Większość treningów kończąc 20 min. challenge ze skakanką :)


M. i E.