poniedziałek, 23 lutego 2015

Paznokciowe S.O.S.

Bardzo lubię swoją pracę, jednak ma ona wieeelką wadę: szkodzi dla cery i paznokci. W pracy mamy kontakt z książkami zakurzonymi, zagrzybionymi i pełnymi pleśni. Nie raz podczas katalogowania co "ciekawszych" egzemplarzy dosłownie zaczynają piec opuszki palców i w ustach czuć gorzki posmak. Żel antybakteryjny idzie nam litrami. W bibliotece trwają akurat prace magazynowe związane z przeprowadzką, więc kontakt z tym wszystkim jest większy niż zwykle. O ile z cerą poradzi sobie moja ukochana mikrodermabrazja KLIK, to z dłońmi mam zazwyczaj problem. Wystarczył tydzień w magazynie, a moje skórki przy paznokciach popękały do krwi. Same paznokcie pewnie zaraz się rozdwoją i połamią. Czas sięgnąć po sprawdzone trio pielęgnacji dłoni i paznokci. Jedyny minus tej metody to konieczność systematyczności, a w tym jestem kiepska.


O pomadce ochronnej z Alterry już kiedyś pisałam KLIK. To moja ulubiona odżywka do paznokci. Ma bardzo bogaty, naturalny skład, który świetnie nadaje się do olejowania paznokci. Nad klasycznym olejkiem ma taką przewagę, że wsmarowanie trwa chwilkę, nic z paznokci nie spływa, szybko się wchłania i nie boję się, że zostawię na czymś tłustą plamę.


Moje kosmetyczki poleciły mi krem do rąk  Mediwax, kosztował 15 zł. Jest to krem dla osób, które często myją i dezynfekują ręce i mają częsty kontakt z detergentami. Ręce myję bardzo często, żel dezynfekujący idzie często w ruch. Krem fajnie koi i wygładza dłonie.


Sam krem jest na moje potrzeby za mało nawilżający, dlatego dodatkowo używam olejku do twarzy z Alterry. Jakoś do twarzy boję się go używać, a do dłoni sprawdza się świetnie. Mamy tu m.in. olej z granatu, sojowy i migdałowy. Bardzo szybko się wchłania, nie zostawia tłustych śladów.


Co wieczór (ech, staram się) najpierw smaruję paznokcie i skórki pomadką ochronną, następnie smaruję całe dłonie olejkiem z granatem, a po chwili nakładam krem.

W czeluściach swojego dysku znalazłam zdjęcia paznokci zrobione poprzednim razem przy okazji takiej kuracji. Tak paznokcie wyglądały przed:




A tak po około dwóch tygodniach:





Mam nadzieję, że i tym razem kuracja podziała. Tylko proszę, nie polecajcie mi odżywki z Eveline 8w1. Zmasakrowała mi paznokcie gorzej niż największy grzyb książkowy.
M.

sobota, 21 lutego 2015

Być jak Audrey Hepburn czyli Pink in the Afternoon od Revlon

Nie wiem, czy zdradziłam się już z moją wielką miłością do Audrey Hepburn? Niemożliwe żebym o tym nie wspominała... :) 

Hubert de Givenchy, wielki projektant i bliski przyjaciel Audrey powiedział kiedyś, że Nie ma kobiety, która nie marzyłaby o tym, by wyglądać jak Audrey Hepburn. Święte słowa i w ich myśl jest ten post :)

Ta historia zaczyna się od Ady., która kilka dni temu dała mi cynk, że na rynku jest dostępna szminka stworzona specjalnie przez Revlon dla Audrey Hepburn do Śniadania u Tiffaniego! Nazywa się Pink in the Afternoon (ciekawe czy ma to jakiś związek z filmem, w którym grała Audrey Love in the afternoon). Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła jej szukać i gdybym jej nie kupiła :) Moja kolekcja (oprócz książek) zawiera na razie koszulki, zegar, obraz, talerzyk, zegarek, glazurę z motywem ze Śniadania...

Pamiętacie tą scenę kiedy Paul i Audrey jadą taksówką - Holly dopiero wyszła z więzienia i jedzie na lotnisko. Przebiera się w nieziemską czarną sukienkę, poprawia makijaż:

Hand me my purse, will you, darling? A girl can’t read that sort of thing… with… without her lipstick.

Żródło
Żródło
To właśnie tu podobno używa Pink in the Afternoon, piszę "podobno" nie bez powodu. Nie znalazłam nigdzie wiarygodnej informacji, że szminka faktycznie została stworzona specjalnie dla niej, na wielu stronach znalazłam informację, która by to potwierdzała ale na takiej samej ilości stron znalazłam informację, że jest to jedynie identyczny odcień do tego, którego używała Audrey. Nie wiem jak Wam ale mnie to wystarczy :) 

Teraz o samej szmince: Pink in the Afternoon ma piękny koralowo/różowy odcień, bardzo wyrafinowany :) Jest bardzo kremowa i jedwabista (w składzie ma jedwab, wit. A, C, E i aloes). Pięknie wygląda na ustach, dość długo się utrzymuje. Ma też bardzo ładne, klasyczne opakowanie :) Świetnie nadaje się jako wykończenie codziennego makijażu - w pracy zrobiła furorę :D Kosztuje około 30 zł



Przepraszam za zdjęcia, nie są idealne. Kolor na nich wyszedł ciemniej niż w rzeczywistości. Dlatego TU znajdziecie, które lepiej oddaje jej kolor :)

W planie mam jeszcze zakup perfum stworzonych przez
Givenchy specjalnie dla Audrey - L`Interdit. Tak BTW były to pierwsze perfumy stworzone specjalnie dla gwiazdy filmowej :) 
Co myślicie o szmince?
E.

czwartek, 19 lutego 2015

Bob Harper i jego Inside Out Method - pierwsze wrażenie

Miesiąc temu pisałam Wam o swoich planach treningowych KLIK Jako, że kobieta zmienną jest, plany uległy zmianie :) Okazało się, że 30 Day Shred Jillian robiony po raz 3 mnie nudzi do tego stopnia, że musiałam go przerwać w połowie drugiego levelu. Ćwiczenia mają sprawiać przyjemność, a nie wywoływać depresję na widok maty i hantli. A i efektów nie widziałam, zwykle już po pierwszym poziomie 30DS tyłek mi się podnosił. A tu jedynym efektem było zniechęcenie. Dlatego postanowiłam trochę szybciej zacząć przygodę z Bobem Harperem, który zresztą jest przyjacielem Jillian Michaels. Bob od ponad 20 lat jest trenerem. Ma na swoim koncie sporo treningów wydanych na DVD, napisał kilka bestsellerowych książek i wystąpił w wielu programach TV.

Źródło

Boba, podobnie jak Jillian, znam z programu The Biggest Looser. Jill była tą wrzeszczącą trenerką, natomiast Bob był tym miłym. Do czasu....


Ale przejdźmy do rzeczy, czyli do moich wrażeń po treningowych. Na Youtube mamy do wyboru kilka jego workoutów, padło na serię Inside Out Method. Po wpisaniu "bob harper workout" wyświetliło się jako pierwsze. 

Zaczęłam od bonusowego, 20-minutowego treningu dla początkujących.


Taki filmik to moim zdaniem bardzo fajny pomysł. Pozostałe treningi z serii trwają ok. godziny, to zbyt trudne wyzwanie dla początkującego. Mimo, że byłam świeżo po treningach z Jill, chciałam spróbować na początek czegoś łatwiejszego, wiedziałam, że nie wytrwam od razu godzinnego treningu. I to był dobry pomysł, bo następnego dnia zakwasy na tyłku i udach były mega. W tym krótkim treningu żadna część ciała nie została pominięta. A jak już ten trening nie sprawiał mi problemu przeszłam do...


I za pierwszym razem wytrwałam 40 minut. Dopiero przy następnym podejściu udało mi się zrobić całość. I czułam się cudownie! Naprawdę trening przypadł mi do gustu. Pot się lał strumieniami a mięśnie paliły. Bardzo podoba mi się, że Bob na zmianę ćwiczy dolne i górne partie ciała. Jak już myślisz, że nie ustoisz na nogach, bo uda cię palą, to Bob przechodzi do ćwiczeń na ramiona. Sposób prowadzenia treningu i to jak Bob motywuje do dalszych ćwiczeń bardzo mi odpowiada. Nie jest ani za bardzo ekspresyjny, ani usypiający (jak Bipasha z wpisu Eweliny). Taki w sam raz dla mnie :) Fajnym pomysłem jest też przerwa na wodę, nie trzeba pauzować i przerywać żeby się napić. Pasek odliczający czas treningu i Bob liczący pozostałe do zrobienia powtórzenia też są pomocni. Nie znoszę jak trener mówi "jeszcze tylko kilka" i macha ich jeszcze drugie tyle. Jak wiem, że mam już tylko 10 do końca łatwiej mi wytrwać i się nie poddać. Same ćwiczenia nie są jakieś skomplikowane i udziwnione, nie potrzeba na nie dużo miejsca. Jak zazwyczaj, jedna z osób ćwiczy zmodyfikowane wersje dla mniej zaawansowanych. O dziwo, jest to pierwszy trening, przy którym nie bolą mnie kolana w czasie robienia wykroków. Ogólnie trener ciągle zwraca nam uwagę na technikę ćwiczeń. Może w końcu załapałam? 


W odchudzaniu ważny jest też trening cardio. Tęsknię za bieganiem, ale w taką pogodę się boję, zbyt często łapię zapalenie pęcherza. Jeśli chodzi o trening cardio Boba, to jak na razie byłam w stanie zrobić 35 minut. Chciałam zrobić więcej, ale przygotowujemy się do przeprowadzki biblioteki i sporo pracuję fizycznie w magazynie i muszę być sprawna, bez zakwasów. A i po tych 35 minutach zakwasy były jak cholera (właściwie jeszcze są). Dużo tu squatów, martwych ciągów i machania hantlami. Nie wiem czy dla osoby z problematycznymi kolanami byłby to dobry trening. Tu też mamy jedną osobę prezentującą ćwiczenia dla mniej zaawansowanych. Następnym razem postaram się zrobić całość. 

W serii jest też trening yogi i trening z użyciem kettlebell. Takiego sprzętu nie posiadam, a yogi nigdy nie ćwiczyłam, więc nawet nie próbowałam tego treningu. Po pierwsze boję się kontuzji, a po drugie nawet bym Wam nie powiedziała, czy to z yogą ma coś wspólnego.

Podsumowując:
  • na pewno będę kontynuować te treningi, są dla mnie wyzwaniem,
  • każdy trening zaczyna się rozgrzewką i kończy rozciąganiem,
  • potrzebujemy hantli i maty,
  • sposób prowadzenia i motywowania bardzo mi odpowiada,
  • nie potrzeba dużo miejsca,
  • brak udziwnionych ćwiczeń,
  • przerwa na wodę,
  • jest pasek odliczający czas treningu,
  • Bob zwraca uwagę na technikę wykonywanych ćwiczeń,
  • prezentowane są zmodyfikowane wersje ćwiczeń dla mniej zaawansowanych,
  • jest krótszy trening dla początkujących.


Z pierwszych wrażeń to na razie tyle. Zmierzyłam się w obwodach i na pewno dam Wam znać o rezultatach za kilka tygodni. A Wy ćwiczyliście z Bobem? A może po tym wpisie macie zamiar zacząć? Ja na pewno jakiś czas z nim zostanę.
M.

środa, 11 lutego 2015

Kwiatowo-paskowe wariacje paznokciowe

Już dawno nie było na blogu wpisu pazurkowego. Jakoś nie robiłam żadnych wzorków, ostatnio malowałam paznokcie na jeden kolor. Ale zachciało mi się kwiatków, czego efekt widać na zdjęciach. Trochę wyszłam z wprawy, wybaczcie mi niedociągnięcia. 






Co sądzicie o takim wzorku?
M.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Sportowa oferta Biedronki

Już 12 lutego w Biedronce pojawi się całkiem bogata oferta fitnessowo-sportowa. Będą ciuchy, sprzęt, a nawet parowar! Całą ofertę macie tu KLIK Zwróćcie uwagę, że niektóre produkty będą dostępne dopiero 19 lutego. Czaję się na kilka rzeczy:

Buty są ekstra, ale oczywiście nie ma mojego rozmiaru. Foch!

Mam już jedne spodnie z Biedronki, sprawują się super

Pojemniki na jedzonko do pracy zawsze się przydadzą

A Wam wpadło coś w oko?
M.

niedziela, 1 lutego 2015

Ulubieńcy stycznia 2015

Miesiąc dobiegł końca, co oznacza, że przyszedł czas na post z ulubieńcami. Postanowiłyśmy zmodyfikować nieco wygląd wpisu. Zamiast dzielić go na ulubieńców Marty i Eweliny wprowadziłyśmy kategorie. Dajcie znać, który układ wolicie. A więc zaczynamy!

1. Kosmetyki
Róż do policzków Dandelion z firmy Benefit (110 zł)
Znalazłam mój róż idealny! Na mojej jasnej, chłodnej karnacji wygląda cudownie i nie żałuję ani złotówki wydanej na ten produkt. Pasuje praktycznie do każdego makijażu, można łatwo stopniować efekt, trzyma się cały dzień i na dodatek przepięknie pachnie. Mój absolutny ulubieniec, pobił nawet róż z Inglota, który pojawił się niedawno na blogu.





2. Sport
Sam fakt powrotu do ćwiczeń napawa mnie zadowoleniem. Od razu poprawiło się moje samopoczucie i poziom energii znacznie wzrósł. I mój kot ma radochę, w czasie robienia rozpiętek próbuje łapać hantle, a przy brzuszkach gryzie mnie w łokcie.

3. Książki
W tym roku obie przystąpiłyśmy do fejsbukowego wyzwania książkowego "52 książki w rok". Idzie nam całkiem przyzwoicie. W przeciwieństwie do Eweliny jestem fanką fantasy. Niedawno zakończyła się moja ulubiona seria (o Dorze Wilk), więc trzeba było znaleźć coś nowego. Jeszcze w zeszłym roku przeczytałam dwa tomy "Darów anioła" Cassandry Clare. Postanowiłam kontynuować czytanie serii, dziś skończyłam 4 tom. Tomy 5 i 6 już zamówione, podobnie jak dwie inne książki tej autorki :) Naprawdę udana seria, po zakończeniu jednego tomu od razu chce się sięgnąć po następny.


Ewelina: Marta napisała, że nie lubię fantastyki - w sumie prawda, moja wyobraźnia zazwyczaj nie daje sobie z nią rady :) Idealnym gatunkiem dla mnie są reportaże, kryminały, sensacja :) Ale styczeń przyniósł mi zaskoczenie w postaci książki Osobliwy dom Pani Peregrine. Miał ktoś kiedyś tak, że po zobaczeniu książki wiesz, że musisz ją przeczytać? Ja tak miałam z Osobliwym domem... po tym jak zobaczyłam znajdujące się na okładce zdjęcie już  wiedziałam. Następnie otworzyłam książkę, a w niej więcej zdjęć...

Źródło
Ciarki przechodzą po plecach. Nastoletni Jakub odkrywa przeszłość swojego dziadka, który spędził powojenne dzieciństwo w tajemniczym sierocińcu. Będące tam dzieci są niezwykłe, każdy z nich dysponuje "osobliwymi" mocami np. dużą siłą, nieważkością, mocą przemiany w inne stworzenia czy mocą panowania nad roślinami. Nie powiem nic więcej :) Wiedzcie jedynie to, że skoro nie ciągnie mnie do fantastyki, to ta książka porwała mnie na 2 dni. Odebrała mi zdolność myślenia, bo mogłam myśleć tylko o niej :) A co jest jeszcze lepsze, ostatnio wyszła druga część, a pierwsza jest ekranizowana. Podjął się tego nie kto inny, jak mój ulubiony Tim Burton!

4. Filmy i seriale
Ewelina: Już chyba cała Polska słyszała o Teodorze Szackim i Ziarnie Prawdy (Zygmunta Miłoszewskiego). Film z reżyserii Borysa Lankosza, w roli głównej jeden z moich ulubionych polskich aktorów Robert Więckiewicz. Powiem Wam, że bałam się tego filmu. Po pierwsze dlatego, że nie widziałam Więckiewicza jako wysokiego, szczupłego, dobrze ubranego i białowłosego Szackiego. Po drugie dlatego, że kiedyś została już zekranizowana pierwsza część serii Uwikłanie - tragedia, łzy się cisnęły podczas oglądania tego filmu. Tylko i aż tyle sprawiło, że bałam się iść dziś do kina :) Na szczęście Więckiewicz okazał się świetnym odtwórcą prokuratora - może niezbyt podobny z zewnątrz ale ta bijąca z niego ironia, gniew, szczerość i te specyficzne poczucie humoru. Połączenie cech - wybuchowe! Po drugie film był dość wiernym odwzorowaniem książki - wielki ukłon w stronę twórców. Niby nic ale przy Uwikłaniu było odwrotnie - oglądając czuło się jakby ktoś gwałcił tą książkę i jej fabułę. 
Film udowadnia, że polskie kino nie jest jeszcze skreślone!

5. Muzyka
W tym miesiącu katowałam na jutubie te dwie piosenki:



A jaki był Wasz styczeń? Książkowy? Filmowy? Kosmetyczny? A może sportowy? :)

M. i E.