wtorek, 26 stycznia 2016

Prestige Cosmetics - pierwsze wrażenie

Kilka tygodni temu kurier przyniósł mi wielką paczkę pełną kosmetyków firmy Prestige Cosmetics. Jest to amerykańska firma, która kilka miesięcy temu weszła do oferty sieci drogerii Natura. Paczka była naprawdę duża, zobaczcie sami.




Spójrzcie na ten czerwony lakier, jest boski!


Mój asystent musi wszystko sprawdzić

Jak to zwykle bywa przy takich paczkach, nie wszystko byłam w stanie dla Was przetestować. Jeden podkład od razu powędrował dla teściowej (ma ciemną karnację), a drugi jest chyba dla skwarek-solarek. Między innymi dlatego pokażę bliżej wyłącznie produkty, które mogę z czystym sumieniem polecić.


W całej paczce najbardziej przypadły mi do gustu mascary. Dostałam w sumie trzy, ale jedna z nich jest tuszem pogrubiającym, a wiecie, że takich nie lubię. Za to dwie pozostałe skradły moje serce.




Mascara Curl Big
Naprawdę dobry tusz podkręcający! Silikonowa szczoteczka, czarna czerń, odpowiednia konsystencja tuszu. Bardzo ładnie unosi rzęsy, wydłuża i rozdziela. Niestety nie mam dla Was zdjęć przed i po, jestem chora i nie wyglądam zbyt reprezentatywnie, a mąż odmówił współpracy.




Mascara Long Care
Ten tusz lubię nawet bardziej. Przepięknie wydłuża i rozdziela rzęsy, a tego zawsze szukam w tuszu. Zwykle wolę silikonowe szczoteczki, ale ta jest naprawdę super, można nią dokładnie umalować rzęsy w każdym kąciku. Na pewno do niej wrócę. Obydwa tusze dobrze się trzymają, nie odbijają się, nie osypują i bezproblemowo można je zmyć płynem micelarnym.





Podkład Skin Perfection
Według producenta to podkład dający aksamitny, matujący efekt. Witamina E i kwas hailuronowy mają dodatkowo nawilżać i pielęgnować skórę. UWAGA! Podkład zawiera parafinę. Wiem, że są szczęściary, którym ona nie straszna. Dla mnie to pewny wysyp na twarzy. Dlatego podkład nałożyłam raz na 12 godzin, żeby móc Wam opisać efekty. Przede wszystkim buzia wygląda w nim bardzo naturalnie. Krycie jest średnie. Efekt matu jest bardzo fajny: buzia się nie świeci, ale nie jest też "płaska", skóra nabiera zdrowego blasku. Trwałość jest naprawdę dobra: nie świeciłam się przez 8 godzin. Naprawdę przyzwoity podkład.




Matowa szminka 
Mam dwa kolory: 13 Dream (brąz) i 02 Icon (czerwień). Szminki są cudownie kremowe, matowe i są baaardzo kryjące. Do tego nie wysuszają ust (mają w składzie olej arganowy) i są trwałe. Na pewno będą dobrym nabytkiem dla fanek matowych pomadek.

Miałyście okazję testować coś z tej firmy?
M.
 

sobota, 23 stycznia 2016

Pachnąca sobota - Snow-Capped Fraser od Kringle Candle

Dziś w moim kominku zagościł kolejny wosk z firmy Kringle Candle. To kolejny typowo zimowy zapach w mojej kolekcji. Czy skradł moje serce?


Czym pachnie według producenta?
Wosk o zapachu jodły z nutą gorącej ambry oraz mchu.

Co ja czuję?
Wosk z Kringle przypomina mi nieco Sparkling Snow z Yankee Candle. Nuty drzewne są bardzo podobne, takie leśne choinki przysypane śniegiem. Czuć tu też bardzo fajną nutkę dymu z ogniska, bardzo mi się to spodobało. Takie nuty były też w Winter Glow, ale tam zamiast jodły jest świerk, jakoś jodła bardziej mi się komponuje. Dodatkowo mech sprawia, że zapach jest bardziej "leśny". Ogólnie bardzo udana kompozycja.
M.

środa, 20 stycznia 2016

Włosy z głowy czyli szybki ratunek na wypadanie

Nie wiem czy to zima czy burza hormonów ale moje włosy są strasznie osłabione. Nie mogłam opanować ich wypadania i z dnia na dzień miałam wrażenie, że staję się coraz bardziej łysa. Jeśli potrwałoby to trochę dłużej, to na pewno bym wyłysiała, a głupio tak zimą ;)

Stosowałam różnego rodzaju szampony i maseczki ale chyba niewiele pomagały. Na szczęście przypomniały mi się słowa Marty - BIOTEBAL, a w dodatku w jednej z grup na Facebooku, któraś z dziewczyn bardzo go chwaliła. Poszperałam, poczytałam i w końcu się na niego skusiłam, nie powiem ale Dzień Darmowej Wysyłki pomógł mi w podjęciu decyzji ;)
Dla niewtajemniczonych kilka słów o Biotebalu, czyli opis producenta:
BIOTEBAL to lek należący do grupy preparatów witaminowych. Wchodząca w jego skład biotyna jest witaminą rozpuszczalną w wodzie, zaliczaną do grupy witamin B.
Skład:
Substancją czynną leku jest biotyna.
Jedna tabletka zawiera odpowiednio 2,5 mg lub 5 mg biotyny.
Ponadto lek zawiera: sorbitol, magnezu stearynian, krzemionkę koloidalną.


W ratunku przyszła mi również promocja w Rossmannie. Kupiłam tam tonik Head and Shoulders przeciwko wypadaniu włosów. Tonik przeznaczony jest do codziennego stosowania. Należy używać go na mokre lub suche włosy (ja używam na mokre). Spryskuje się nim skalp i delikatne masuje. Tonik zostawia chłodne uczucie na skórze głowy oraz przyjemny zapach, niestety nie umiem go bliżej zidentyfikować :)



Połączenie tych dwóch specyfików oraz prawdopodobnie uregulowanie hormonów przyniosło duże efekty :) Włosy wypadają już w normalnych ilościach, powoli odzyskują dobry wygląd i nabierają blasku. Oby zostało tak jak najdłużej :) 
Macie może jakieś sprawdzone sposoby na wypadanie włosów? 

P.S. Przy tworzeniu tego posta wyczytałam w Internetach, że produkt Head and Shoulders przeznaczony jest dla mężczyzn! Obejrzałam opakowanie wzdłuż i wszerz i nie ma ani słowa o "męskim przeznaczeniu" :) Będę go używać dalej, chyba nie grozi mi posiadanie wąsa pod nosem ;)

E.

sobota, 16 stycznia 2016

DermoFuture kuracja do twarzy z nanopeptydami i komórkami macierzystymi - recenzja

Jakiś czas temu zaczęłam rozglądać się za serum do twarzy. Lubię po peelingu lub pod maskę algową nałożyć ten rodzaj kosmetyku. Zastanawiałam się nad serum z profesjonalnej linii Bielendy, ale te sera są ważne tylko przez miesiąc od otwarcia. Nie ma szans, żebym zdążyła je zużyć. Długo szukałam czegoś z innej firmy, zależało mi żeby były to komórki macierzyste. Co prawda od pań w drogeriach słyszałam, że jestem na nie za młoda, ale ja wyznaję koreańskie podejście do pielęgnacji: lepiej przeciwdziałać zmarszczkom zanim się pojawią, niż próbować wyprasować kremem te już powstałe. Kolejnym wyznacznikiem moich poszukiwań był olej arganowy, a raczej jego brak w składzie. To teraz wszechobecny składnik kosmetyków, a moja skóra źle na niego reaguje. W końcu w Hebe trafiłam na Kurację do twarzy z nanopeptydami i komórkami macierzystymi z firmy DermoFuture. Kosztowała ok. 35 zł. 


Opis producenta:
Serum z nanopeptydami i komórkami macierzystymi o silnym działaniu przeciwstarzeniowym. Rewitalizuje komórki skóry, pobudzając procesy regeneracji i odbudowy. Podnosi poziom nawilżenia. Odżywia skórę i wzmacnia jej funkcje metaboliczne. Redukuje zmarszczki i wpływa na większą sprężystość i jędrność skóry, napinając ją i ujędrniając. Produkt przeznaczony do cery dojrzałej, pozbawionej elastyczności, zwiotczałej.
Działanie:
·         uelastycznia i napina skórę oraz zwiększa jej gęstość
·         rewitalizuje komórki skóry
·         nawilża i odżywia skórę
·         zmniejsza głębokość zmarszczek
·         intensyfikuje procesy regeneracji skóry
·         wzmacnia funkcje metaboliczne skóry.



Serum używam już od kilku tygodni i jestem bardzo zadowolona z zakupu. Nakładam je 1-2 razy w tygodniu, najczęściej po peelingu. Opakowanie to buteleczka z ciemnego szkła, do tego mamy bardzo wygodną pipetkę, którą łatwo można dozować kosmetyk. W tym przypadku to przydatne, ponieważ serum jest dość wodniste. 


Co mi się tak podoba w tym kosmetyku:
  • jest wydajny,
  • bardzo szybko się wchłania do matu, nie pozostawia żadnej lepkiej warstwy na buzi,
  • świetnie nawilża,
  • wygładza,
  • cera jest rozjaśniona i promienna,
  • skóra robi się wyraźnie bardziej sprężysta.
Nie posiadam zmarszczek, więc nie wiem czy to serum coś na nie poradzi. Jak na moje potrzeby sprawdza się bardzo dobrze i na razie nie rozglądam się za innym kosmetykiem tego typu. A Wy macie jakieś ulubione serum do twarzy?
 M.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Lerning som inglisz

W poście Jesienna "to do list" pisałam, że mam zamiar potrenować nieco swój angielski. Z dumą ogłaszam, że wypełniam to postanowienie! Z angielskim nigdy nie miałam problemów, bez wysiłku dostawałam dobre oceny z tego przedmiotu (z rosyjskim już gorzej). Wysłowić się potrafię, lektorki chwaliły mój akcent. Ale nieużywany bardzo mi "zardzewiał", a ostatnio nie mam na kim go trenować. W poprzednim budynku biblioteki mogłam sobie pogadać ze studentami z Erasmusa, do nowego nie docierają, mają do nas za daleko. Dlatego postanowiłam nieco sobie ten angielski odświeżyć. 


Jak to robię?
  • Podręcznik do ćwiczenia słownictwa. Nie jest to niezbędna książka, w Internecie jest mnóstwo stron do nauki angielskiego, na których znajdziemy takie ćwiczenia. Ja chyba jestem starej daty, wolę książkę i ołówek w łapce od klikania myszką na ekranie. W książce mam 150 rozdziałów do przerobienia, na jakiś czas starczy.
  • Kurs e-learningowy. Parę lat temu wzięłam udział w takim kursie (Ewelina zresztą też), był on skierowany do bibliotekarzy. Sam kurs był taki sobie, ale było tam trochę fachowego słownictwa, które teraz powtarzam.
  • Oglądanie filmów, seriali itp. Najprzyjemniejsza forma nauki :) Podczas dłubania w rękodziele lubię sobie puścić coś w tle, coś prostego, żeby nie trzeba było się zanadto skupiać. I tak oto ostatnio oglądam na Youtube: America's Next Top Model, Kitchen Nightmares US, Hotel Hell US i MasterChef (bo ja lubię jak Gordon krzyczy na ludzi ;)). W ten sposób ćwiczę rozumienie tekstu ze słuchu i wpada mi trochę nowego słownictwa. 
W sferze planów mam:
  • Przeczytanie przynajmniej jednej książki w oryginale. Pewnie będzie to Harry Potter.
  • Konwersacje z jakimś fajnym lektorem. A tak się składa, że mieszkam z magistrem filologii angielskiej.
  • Padcasty na BBC. To pewnie trochę inny rodzaj słownictwa niż modelki u Tyry Banks. Tu macie link KLIK



A Wy macie jakieś sposoby na naukę języka w domu? Podzielcie się, chętnie spróbuję czegoś nowego.
M.

sobota, 9 stycznia 2016

Pachnąca sobota - Icicles od Yankee Candle

Testowanie zimowych zapachów trwa dalej :) Ten wosk kupiłam dość dawno temu, ale zamawiałam go w ciemno na goodies.pl i kiedy przyszedł jakoś mnie rozczarował wąchany "na sucho". Tak przeczekał na dnie pudełka do dzisiaj.


Czym pachnie według producenta?
Aromat szeleszczący sosnowych gałęzi pokrytych lodem z nutami cynamonu.

Co ja czuję?
Zapach jest przepiękny, jednocześnie świeży, mroźny i otulający. Na pewno są tu nuty drzewne, takie oszronione gałązki. Cynamon też jest, na szczęście jest tłem dla szronu, który gra pierwsze skrzypce. Nie lubię intensywnie cynamonowych wosków. Jest tu też jakaś słodka nuta, której nie potrafię rozszyfrować, ale bardzo ładnie komponuje się z całością. Wosk baaardzo przypadł mi do gustu, to zdecydowanie mój nowy zimowy ulubieniec.
M.  

niedziela, 3 stycznia 2016

Nowy Rok! - małe podsumowanie i plany na 2016

I kolejny rok za nami! Nam 2015 minął jak z bicza strzelił - to był rok wielu zmian. Przeprowadzki, wyprowadzki, zawirowania w pracy, problemy zdrowotne i ważne życiowe decyzje. W zeszłym roku nie zrobiłyśmy wpisu o postanowieniach noworocznych, w tym postanowiłyśmy się z Wami nimi podzielić. 

Marta
Uwielbiam robić listy, więc i listy postanowień nie mogło w tym roku zabraknąć. Sama lubię czytać takie blogowe wpisy, więc czemu się tym nie podzielić ;)? Nie jestem jedną z tych osób, które potrzebują nowego roku, nowego miesiąca, czy choćby poniedziałku, żeby wprowadzić jakieś zmiany czy zmienić nawyki. Ale i tak co roku robię listę postanowień noworocznych.

1. Urządzić biblioteczkę. W nowym mieszkaniu mam pokój, który mam zamiar przekształcić w domową biblioteczkę z kącikiem do rękodzieła. Jak na razie mam tam tylko pomalowane ściany na docelowy kolor i wstawiony fotel do czytania. Na razie szukam w sieci inspiracji, bo pokój jest dość wąski i mało ustawny.
2. Przeczytać 52 książki. Takie samo postanowienie miałam w 2015, ale nie dałam rady, przeprowadzki i remonty zajęły za dużo czasu. Codzienne dojeżdżanie do pracy PKSem miała ten jeden plus - w drodze zawsze czytałam książkę, było to jakieś 2 godziny dziennie.
3. Robić więcej zdjęć. Ostatnio robię tylko zdjęcia na bloga albo dla kota. Ale wpis na blogu Aliny z designyourlife.pl o PROJECT LIFE bardzo mnie zainspirował. W szufladzie czekają też albumy SMASH BOOK do zapełnienia. Z tym postanowieniem łączy się kolejne.
4. Założyć konto na Instagramie. Nasz blogowy obsługuję Ewelina, ale ostatnio chodzi za mną taka myśl, że chciałabym założyć swoje konto.
5. Być bardziej aktywną blogerką. Chciałabym wrzucać przynajmniej 2 posty tygodniowo i "dobić" do 100 obserwatorów. Pomożecie?
6. Częściej być off-line. Tracę za dużo czasu na głupoty.
7. Spróbować diety bezglutenowej. Nietolerancja glutenu to częsta przypadłość przy Hashimoto, niestety lekarze skierowań na badania nie dają a taki test to kilka stówek. Taniej sprawdzić to w praktyce, podobno różnicę w samopoczuciu można zauważyć dosłownie po kilku dniach. 


Ewelina
U mnie noworoczne listy do rzadkość, nie robię ich, bo nie chcę być rozczarowana po zaledwie kilku tygodniach ;) Ale w tym roku trenuję silną wolę i asertywność, więc postanowiłam spisać sobie kilka postanowień. Jak ich nie dotrzymam to konsekwencje będą ciężkie. 
Najbardziej zależy mi na 3 pierwszych postanowieniach, bo mają związek z moim zdrowiem, z którym ostatnimi czasy krucho. W październiku zdiagnozowano u mnie Hashimoto, tym samym dołączyłam do martowego grona. Uczę się jak z nim żyć, jak utrzymywać się w dobrym zdrowiu i samopoczuciu. Czasami jest to nauka metodą prób i błędów, więc droga jest ciężka. 
Moja dewiza na 2016 rok - Zadbaj o siebie! 
1. Kontynuować dietę bezglutenową - od jakiegoś czasu bardzo źle czułam się po większości posiłków. Nie wiedziałam z czym jest to związane. Nie zmieniałam diety, nic nowego do niej nie wprowadzałam. W tym czasie wyszło hashi i poszukiwania informacji o chorobie. Na pierwszy plan rzuciła mi się informacja o tym, że osoby z hasi bardzo często nie tolerują glutenu. Najpierw uznałam, że to na pewno mnie nie dotyczy, bo przecież wcześniej wcinałam cieplutkie, chrupiące buły i było ok. Niestety bóle brzucha stały się codziennością i postanowiłam spróbować. Już po 3 dniach poczułam olbrzymią różnicę - brak bólu brzucha, zero wzdęć i gazów. Stety - niestety od 2 miesięcy jestem na diecie bezglutenowej. Przez to, że moja nietolerancja jest nieduża, unikam jedynie "dużych" dawek glutenu. Pieczywo, makaron, mąkę czy bułkę tartą zamieniłam na bezglutenową, kasze jedynie bezglutenowe: jaglana, gryczana, ryż, płatki jaglane i ryżowe. Jem więcej warzyw niż dotychczas. Jest wiele plusów tej diety, przede wszystkim czuję się bardzo dobrze i plan jest taki żeby to kontynuować i bez żalu patrzeć w sklepie na piękne bułeczki.
2. Szykowanie jedzenia do pracy - ten podpunkt jest ściśle związany z pierwszym. Jeśli nie mam jedzenia do pracy, to często zdarza mi się jeść niezdrowo. Idę do Biedry pod pracą i kupuję jakieś świństwo. Cierpi na tym tylko mój organizm i w sumie moja kieszeń, bo wiadomo, że takie codzienne zakupy są dość nieekonomiczne. Jakoś ciężko poświęcić mi z 15 min wieczorem żeby upichcić coś na drugi dzień. Muszę nad tym popracować w tym roku :)
3. Regularne ćwiczenia - 4 miesiące temu w miesiąc przytyłam 4 kg!! Szok ze stresem. Teraz, kiedy mam już super tabletki regulujące moje hormony wszystko wróciło do normy. Waga wyjściowa, jak pół roku temu czyli 65 kg (przy wzroście 173 cm), niby nie jest źle ale wydaje mi się, że przy takiej chorobie nie można pozwolić sobie na leżenie na niećwiczenie...
4. Przeczytać minimum 53 książki w 2016 - standardowe postanowienie. Z tym akurat jestem spokojna ;) Lubimy Czytać podpowiada mi, że w 2015 r. przeczytałam 53 książki. Plan na 2016 - oby nie mniej niż 53 ;)

Powyższe postanowienia to konieczność - tym razem bez jaj. Mam jeszcze kilka mniej ważnych:
- przeczytam nie mniej książek niż w 2015 r. czyli min. 53, bo w 2015 właśnie tyle przeczytałam (no w sumie 53,5 bo byłam w środku "Jednego z nas");
- wziąć się za mój angielski;
- znaleźć sobie jakieś dodatkowe hobby.


 A jakie są Wasze postanowienia? Czy po części pokrywają się z naszymi? A może wcale ich nie robicie?


M. i E.