niedziela, 29 marca 2015

Ulubione zapachy YC ostatnich tygodni

Dni, kiedy uważałam woski Yankee Candle za zbędną fanaberię dawno minęły. Obecnie moje kolekcja się nieco powiększyła, w związku z czym chciałam się z Wami podzielić moimi nowymi ulubieńcami. W ostatnich tygodniach po te zapachy sięgałam najczęściej.


Przepraszam, że same woski za pięknie nie wyglądają. Nie pomyślałam o zdjęciach od razu po zakupie, kiedy są jeszcze całe. Zacznijmy od lewej :)


A child's wish - według opisu producenta to delikatna i ciepła kwiatowa bryza, górska lilia oraz bursztyn. Dla mnie jest to zapach ciepły i jednocześnie świeży. W żadnym stopniu nie przesłodzony. Kojarzy mi się z leżeniem na kocyku na kwiecistej łące w ciepły letni dzień. Doceniłam go dopiero przy drugim paleniu, za pierwszym razem wydawał mi się zbyt delikatny.


Camomile tea - czyli herbatka rumiankowa. Według producenta ten zapach to rumianek, miód oraz skórka cytrynowa. I ja dokładnie to czuję. Przez ten wosk odczułam ogromną ochotę na herbatkę rumiankową, teraz popijam ją sobie w pracy. A wosk uwielbiam, jest w sam raz na wieczór z herbatką i książką.


Meadow showers - producent opisał go jako zapach porannej rosy. Zapach jest świeży, nieco trawiasty, ale wyczuwam też akordy kwiatowe. Kojarzy mi się z zapachem ogrodu mojej babci po deszczu. to na pewno zapach z mojego top 5 Yankee Candle. 

A Wy macie swoich ulubieńców?
M.

sobota, 28 marca 2015

Recenzja Tony Moly Appletox Smooth Massage Peeling Cream

Moja buzia bardzo nie lubi peelingów mechanicznych (o dziwo, mikrodermabrazję kocha), dlatego używam wyłącznie peelingów enzymatycznych. Do tej pory moimi ulubieńcami był peeling z Dermiki KLIK i z Bielendy KLIK. Jakiś czas temu, przy zamawianiu kosmetyków koreańskich, postanowiłam wypróbować coś nowego. Wybór padł na kosmetyk z firmy Tony Moly - Appletox Smooth Massage Peeling Cream. Kupiłam go tu KLIK. Zapłaciłam za niego ok. 34 zł.



Opakowanie jest przeurocze :) Czytałam w recenzjach trochę narzekań, ale u mnie jak na razie się sprawdza. A co mamy w środku? Ekstrakt z jabłka i papai, których zadaniem jest usunięcie martwego naskórka i wszelkich zanieczyszczeń. Oprócz tego preparat ten ma też nawilżać buzię. 

Sposób użycia:
Nałożyć na oczyszczoną twarz, omijając okolice oczu i ust. Następnie masować przez 1-2 minuty, po czym pozostawić na twarzy przez 30 sekund. Zrolowany martwy naskórek zmyć ciepłą wodą.

Konsystencja:
Kremowa, ale niezbyt gęsta. Nakładając czuję mikrodrobinku, ale w czasie masażu znikają.

Zapach:
Po przeczytanych recenzjach nastawiłam się na miły dla nosa zapach jabłek. Ja czuję jakiś mało przyjemny chemiczny zapach.

Działanie i moja ocena:
Bardzo dobry peeling enzymatyczny. Mało który tak dobrze radzi sobie z suchymi skórkami na moim nosie. Ale można też z nim przesadzić, któregoś razu chyba za długo masowałam nos i potem był podrażniony. Po zastosowaniu buzia jest gładka i miękka, bardzo odpowiada mi taki efekt. Na pewno zostanie ze mną na dłużej.



A Wy macie swój ulubiony peeling?
M.

sobota, 21 marca 2015

Cel osiągnięty!

Dzisiejszy post jest całkowicie spontaniczny i nieplanowany! Miałam nadzieję, że niedługo mi się uda i dziś właśnie jest ten dzień. Otóż......po raz pierwszy udało mi się zrobić cały trening cardio z Bobem Harperem. Pomyślicie pewnie "Pff, nie ma się czym chwalić", ale dla mnie godzinne cardio to wyczyn. Nigdy nie przekroszyłam magicznych 45 minut. Niby mała rzecz, a cieszy :) Dla przypomnienia filmik:


Treningi zaczęłam już na początku lutego, ale miałam przymusową przerwę. Najpierw przez pracę wysiadły mi kolana, a potem zawirowania hormonalne sprawiły, że miałam "mini menopauzę" i migreny. Ale wszystko wróciło do normy i wracam do gry. Mam zamiar kontynuować treningi z Bobem, bardzo przypadły mi do gustu. Tu macie link do wpisu z lutego KLIK
M.

 

sobota, 14 marca 2015

Holika Holika Baby Silky Foot One Shot Peeling - skarpetki peelingujące

Grzebałam ostatnio w czeluściach swojego dysku i znalazłam zdjęcia zrobione chyba jakoś w lipcu 2014. Nie wiem czemu od razu nie wrzuciłam recenzji, ale nadrobię to dziś :)

Pewnie większość z Was słyszała o tym wynalazku: skarpetki, które mają sprawić, że nasze stopy będą mięciutkie i gładkie. Czy tak było w moim przypadku? 




Naczytałam się o nich mnóstwo pozytywnych opinii, więc z entuzjazmem dokonałam zamówienia. Wszystkie koreańskie kosmetyki kupuję tu KLIK Te skarpetki kosztowały niecałe 6 dolarów. Peeling ma za zadanie złuszczyć cały martwy naskórek, odsłonić nowy, mięciusi jak u dziecka. Kosmetyk stworzono na bazie kwasów AHA oraz ekstraktów roślinnych, mających odżywić i nawilżyć skórę stóp.

W pudełku mamy dwie saszetki płynu oraz foliowe skarpetki. Wkładamy w nie czyste i suche stopy, wlewamy płyn, odpalamy jakiś serial albo bierzemy książkę i siedzimy jakieś półtorej godziny. Potem zdejmujemy skarpetki, spłukujemy płyn i czekamy na łuszczenie :) Proces nie zaczyna się od razu, u mnie dopiero po 3 dniach. Może trwać ok. 10 dni.

Zawartość pudełka

Wkładamy stopy do skarpetek

Wlewamy płyn

Zawiązujemy i czekamy

W sumie obietnice producenta zostały spełnione, tu nie mogę się przyczepić. Skóra pięknie się złuszczyła, stopy zrobiły się miękkie i gładkie. Potem tylko pedicure i wskoczyć w fajne sandałki. Jest jednak pewne ALE, a właściwie dwa, przez które już nigdy nie sięgnę po taki wynalazek. Po pierwsze skóra na stopach zrobiła się bardzo wrażliwa. Wszystkie buty, nawet te wygodne i dawno rozchodzone, zaczęły mnie bardzo obcierać. Małe palce były dosłownie zmasakrowane, krew się lała. Po drugie, mimo pielęgnacji, w bardzo krótkim czasie po zabiegu na piętach pojawiła się bardzo gruba i twarda warstwa skóry. Nie wyglądało to atrakcyjnie, ani nie było komfortowe. Byłam gotowa iść na pedicure frezarkowy, ale obeszło się bez tego. Żeby się tego pozbyć smarowałam pięty kremem na zrogowacenia, potem je moczyłam w ciepłej wodzie, a potem szedł w ruch pumeks. Po takim zabiegu nakładałam grubą warstwę kremu i zakładałam skarpetki. I tak kilka razy. Nie wiem co spowodowało taki stan rzeczy, żadnej koleżance nic takiego się nie zrobiło.

A Wy macie jakieś doświadczenia z takimi skarpetkami?
M.

niedziela, 8 marca 2015

No stress czyli weź kredkę w łapkę!

Nie ma ludzi bez wad, tak jak nie ma ludzi, którzy się nie stresują. Uwierzycie mi lub nie, ale praca w bibliotece też może być stresująca :)

Na wiosnę rozpoczęłam akcję oczyszczania mojego organizmu: urodowo, jedzeniowo i mentalnie. Najciężej było z tym mentalnie, bo powiem Wam szczerze, że strasznie, ale to strasznie nie lubię psychologicznego bełkotu ani filozoficznych opowiastek :) Lubię działać! Rower, bieg albo... no właśnie albo co? 

Mama i teściowa myślały, że zwariowałam jak zobaczyły u mnie na stole kredki :) Kochani - wydawnictwo Buchmann postanowiło pomóc rzeszy Polakom pozbyć się nękającego ich stresu i stworzyło serię kolorowanek pt. Kolorowy trening antystresowy. Na próbę zakupiłam jedną z części Esy-floresy, no i oczywiście kredki (mam nawet złotą kredkę!). 
To nie jest zwykła kolorowanka, ta jest pięknie wydana (choć teraz faktycznie większość jest), na grubym papierze, format A4, niektóre obrazki w środku są już zaczęte, więc jeśli masz małą inwencję trzeba je po prostu dokończyć. Zawiera wspaniałe wzory, z masą szczegółów - jest gdzie się wyżyć kredkami! Jeśli to mało, to powiem, że świetnie rozwija kreatywność i faktycznie uspokaja :) Świetnie nadaje się na prezent. 
Zakolorowanie wszystkich wzorów zajmie mi chyba ze 3 miesiące :) Akurat na jesień kupię kolejną część. W serii dostępne są jeszcze dwa tytuły: Wzory i ornamenty i Wzory i wzorki. Koszt kolorowanki to 24,99 zł (cena okładkowa) ale pamiętajcie o tanich księgarniach internetowych, w których można oszczędzić :) Ja kupiłam swoją za 18,00 zł.

Efekty odstresowania zobaczcie sami:


Kilka słów o...
A to już moje dzieło ;)

Jeszcze tyyyyle wzorów do zakolorowania przede mną! I jak naszła Was ochota na powrót do dzieciństwa? 
Dawno nie kupowałam książek tradycyjnych, dzięki czytnikowi wszystko mam w wersji elektronicznej. Ale tym książkom nie mogłam się oprzeć!


Jeszcze czyham na To nie są moje wielbłądy z wydawnictwa Czarnego. Dla zainteresowanych tematyką mody PRL - fragment książki.
E.

środa, 4 marca 2015

Ulubieńcy lutego 2015

Ani człowiek się obejrzy, a już musi kminić jacy byli jego ulubieńcy miesiąca. Czas zdecydowanie leci za szybko. A co lubiłyśmy w lutym?

1. Kosmetyki
Ewelina: Moi ulubieńcy w tym miesiącu są wyjątkowo kosmetyczni :) Dawno nie odkryłam żadnego cuda a tu siurprys! W lutym był aż wysyp - całych 3! 
Na pierwszy rzut idzie wspomniana już jakiś czas temu szminka
Pink in the Afternoon z Revlonu. Szminka hit! Nie dość, że jest śliczna i subtelna, to długo utrzymuje się na ustach i bardzo fajnie je nawilża. Martę też zauroczyła ;)

Moim kolejnym odkryciem lutego 2015 jest Pharmaceris Krem z 10% kwasem migdałowym na noc. 

Krem poleciła mi koleżanka, która używała mniejszego stężenia - 5%. Ja postanowiłam zaszaleć z 10%, ponieważ mam tłustą cerę i co ważniejsze dość grubą skórę na buzi, a kwas migdałowy nawet w większym stężeniu nie działa na mnie specjalnie mocno. Postanowiłam, że oszczędzę trochę na kosmetyczce i sama poleczę się lekkim kwasem. I powiem Wam szczerze, że jestem bardzo zadowolona. Jak wspominałam, krem stosuje się tylko na noc. Ma żelową konsystencję, ładnie pachnie i ma bardzo wygodną pompkę, dzięki czemu nie pcha się łapek do niego :) Co ważniejsze: nie wysusza skóry, nie podrażnia, nie zapycha (a stosowałam go codziennie, przez około miesiąc). Jest również bardzo wydajny. Skóra po nim jest bardzo gładka, lekko rozjaśniona, podrażnienia są ukojone, zaczerwienienia polikwidowane. Podobno działa też na zmarszczki ale chwała bo ja ich jeszcze nie mam, więc tego akurat nie sprawdziłam :) Więcej po tym kremie się nie spodziewałam, więc jestem z niego MEGAZADOWOLONA! Koszt kremu to około 40 zł
Na razie muszę zrezygnować z używania go, bo testuję nowy specyfik - Lemdadr A 15% peeling glikolowy :)

Moim kolejnym cud kosmetykiem - nawet lepszym niż Pharmaceris jest koreański krem BB Precious Mineral Cotton Fit z Etude House. Zimą moja cera jest taka troszkę sterana ciężkimi warunkami. Robi się zaczerwieniona, jakaś taka grubsza, ogólnie w gorszej kondycji niż zazwyczaj. Postanowiłam, że nie chcę się zapychać ciężkimi podkładami. Marta wspominała kiedyś o cudzie koreańskich kremów BB. Poszperałam trochę na Wizażu i wybrałam 4, które chcę wypróbować: Precious Mineral, SKIN79 SNAIL Nutrition (mega śmierdzący, o dziwnej żelowej konsystencji), SKIN79 SUPER PLUS (ciemny jak błoto, skóra szybko się świeciła) i IT`S Skin Babyface (podkreślał suche skórki). 
Precius Mineral nie miał sobie równych. Ekstrakt z pereł, piękne rozjaśnienie skóry, ładne krycie, lekki, nie zapycha, nie brązowieje, ładnie matuje i jednocześnie nawilża, trzyma się cały dzień, nie podkreśla skórek, ładnie pachnie, jest wydajny. Same echy i achy ale tak szczerze, to czego więcej chcieć od kremu czy podkładu? No może tego, żeby był troszkę tańszy, bo ten kosztuje na Allegro około 83,00 zł (z wysyłką). Na szczęście mam dobrego męża, który przymyka oko na moje zachcianki ;)


2. Sport
Marta: Na początku miesiąca moją ulubioną aktywnością były treningi z Bobem, zwłaszcza ten:


Jednak musiałam go porzucić na rzecz innej aktywności, na pewno się zdziwicie jakiej ;) Ja to nazywam fitnessem bibliotecznym. Wspominałam już, że biblioteka przeprowadza się do innego budynku i zaczęły się prace magazynowe z tym związane. Po kilku godzinach spędzonych w ruchu (cardio), w różnych dziwnych pozycjach na drabinie (trening równowagi), wspinania się po regałach (trening sprawnościowy), taszczenia książek i pchania ciężkich wózków (trening siłowy) zwyczajnie padałam na twarz. Wiedzieliście, że od pchania wózków bibliotecznych można mieć zakwasy na brzuchu?

3. Książki
Marta: Jestem nudna, kontynuowałam Dary Anioła. W tym miesiącu obiecuję przeczytać coś innego autora, stosik już czeka ;p

4. Filmy
Ewelina: Czy spowiadałam się Wam z mojej kolejnej wielkiej miłości do bohatera kina - Colina Firtha? :) Uwieelbiam Pana Darcy'ego  jego wykonaniu (zarówno z kultowej Dumy i Uprzedzenia, jak i z Bridget Jones), Króla Jerzego, Jamie Bennetta (z To właśnie miłość) czy George'a Falconer'a (Samotny mężczyzna). Nie mogłam sobie odpuścić walentynkowej premiery kolejnego filmu z jego udziałem - Kingsman:Tajne służby. Wielka, wspaniała zwałka z filmów szpiegowskich, z masą gadżetów, świetną obsadą, angielskim absurdalnym humorem, świetnie dopasowaną muzyką (np. Bonkers) i masą akcji! :) Polecam, lepsze to niż Grey, choć i tu poległam - byłam. Mama mnie zmusiła, na szczęście nie wyłożyłam na to ani złotówki :) Film no comment... nie wiem na co te tłumy bab poszły? Żeby gołą Anastazję pooglądać? Nawet się nie pośliniłam, a tak obiecywali :)

5. Muzyka
Marta: Piosenka Within Temptation towarzyszyła nam podczas pierwszego tańca weselnego. Nie jestem mega fanką zespołu, nie znam dobrze dyskografii. Zupełnie przypadkiem trafiłam na Youtubie na ich covery, dla mnie są świetne!



A Wam jak minął miesiąc?
M. i E.