niedziela, 26 kwietnia 2015

Przemyślenia przy niedzielnej kawie

Tydzień temu na Instagramie Cassey Ho pojawiło się jej zdjęcie z podpisem "W końcu mam perfekcyjne ciało". Każdy kto śledzi jej kanał lub bloga powinien od razu zorientować się, że photoshop poszedł w ruch, a zdjęcie jest jedynie prowokacją. Nie zabrakło jednak zachwytów "nową" sylwetką Cassey, pojawiły się też głosy, że nadal jest za gruba. Nie wierzyłam co czytam.

Źródło
Na jej kanale jest też film "Perfect body". Szczerze mówiąc, po obejrzeniu chciało mi się płakać. Nigdy nie zrozumiem uwielbienia i promowania wychudzonej sylwetki, ani też wielkich sztucznych tyłków Nicki Minaj. Dla mnie Cassey wygląda zgrabnie, a przede wszystkim zdrowo i naturalnie. To powinien być "body goal".



Chyba właśnie takie reakcje powstrzymują mnie przed wrzucaniem swoich zdjęć na bloga, a do odpornych nie należę. 
Niestety, zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie się podobało to co robisz i jak wyglądasz. Wytknie Ci to głośno i wyraźnie, czy to w Internecie, czy w "realu". Nieważne jak ciężko pracujesz, jak bardzo jesteś dumna ze swoich postępów. Jakaś drobna uwaga, nawet od obcej osoby, i jakby zeszło z Ciebie całe powietrze. To co, że cieszę się z powrotu do rozmiaru 38, babcia za każdym razem na mój widok wykrzykuje "Oooo, poprawiłaś się". Choćbym akurat schudła 3 kg. Wieczorami macham hantlami, robię przysiady i wykroki, po czym słyszę od koleżanki, że umięśnione łydki są obrzydliwe. 
Nigdy nie zapomnę jak przyszła do mnie koleżanka, która pokonała zaburzenia odżywiania. Miała łzy w oczach, bo inna kobieta od nas z pracy zapytała ją czy jest w ciąży, czy po prostu jest taka gruba. Ta pytająca koleżanka ma obecnie idealną figurę. Kuli.
I te ciągłe pytanie "Chce Ci się?". Tak, chce mi się. Chce mi się czuć lepiej ze sobą. Chce mi się mieć więcej energii. Chce mi robić postępy, cieszyć z drobiazgów typu: zrobienie serii męskich pompek.

Dobra, wyżaliłam się. Idę machnąć jakiś trening.
M.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Książki naszego dzieciństwa

Dziś, 23 kwietnia, obchodzimy Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. I właśnie to święto natchnęło nas do wpisu o naszych ulubionych książkach z czasów kiedy śmigałyśmy w dwóch kucykach i liczyłyśmy wypadające mleczaki.

Marta
U mnie w domu zawsze było dużo książek. To za sprawą mamy, która je kocha, namiętnie czyta i kupuje. Co jakiś czas tata musi dorobić kilka półek na nowe nabytki. Większość moich książek z dzieciństwa się zachowała, mama nie lubi się z nimi rozstawać. Mam to po niej :) Przy ostatniej wizycie w domu pobuszowałam na półkach i wyciągnęłam kilka pozycji, które najbardziej zapadły mi w pamięć.

Mój stosik :)
Jedną z pierwszych książek jakie pamiętam są Szelmostwa Lista Witalisa. Klasyk Brzechwy :) Lis Witalis to tak "boss na dzielni", wszystkie zwierzęta go słuchają i wierzą w jego kłamstwa. Wybierają go nawet na prezydenta. Ale w końcu karma go dopada. Pamiętacie przygody lisa?



Moja ulubiona ilustracja z książki

Książka jest tylko rok ode mnie młodsza
 
Kolejną książką jest Królowa Śniegu. Ten egzemplarz dostałam od swojej chrzestnej jak miałam 7-8 lat. Bardzo lubiłam opowieść o Gerdzie i Kaiu, przypominała mi o jednej z ulubionych piosenek z dzieciństwa (K. Antkowiak "Pada śnieg"). Bardzo lubię ilustracje w tej książce. Kilka lat później, w okolicy gimnazjum, zaczęłam rysować. Te obrazki były moją inspiracją, szczególnie Królowa.





Zawsze lubiłam baśnie rosyjskie. Są piękne, przymierzam się do kupna obszerniejszego wydania. W dzieciństwie dosłownie maltretowałam zbiór Alonuszka. Zawierał dziewięć baśni: Śnieżka, Srebrny talerzyk i soczyste jabłuszko, Niedźwiedź Miszka , Alonuszka i Iwanuszka, Cud-Maria Długowłosa i Waniuszka, Hawroszeczka, Mrozik, Dzikie gęsi, Władca wód i Helena Mądra. Nie potrafię wskazać ulubionej baśni. Ta książka jest dowodem na to, że bycie bibliotekarką to spełnione marzenie z dzieciństwa. Znalazłam w niej wykonaną przeze mnie "kartę biblioteczną". Cała rodzina miała założone karty czytelnika, a ja im wypożyczałam książki. Marzenia się spełniają :)




Karta zrobiona przeze mnie

Piękne ilustracje
 
Wygląda na to, że jako dziecko lubiłam raczej klasykę, bo kolejnym ulubieńcem jest legenda o Wandzie. Mój egzemplarz jest bardzo "wyczytany", cały poklejony i brakuje strony tytułowej. Dowód na częstą eksploatację.





Chyba jako jedyna z klasy nie przeczytałam Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren. Jakoś nudziła mnie ta książka. Za to Braci Lwie Serce szczerze pokochałam. Czytałam to chyba 10 razy. To historia dwóch braci: Karola i Jonatana. W wyniku splotu wydarzeń obaj umierają i przenoszą się do Nangijali, krainy po drugiej stronie gwiazd. Tam przeżywają niezwykłe przygody, jednak giną w walce, Ale jest kolejna kraina, do której się przenoszą. To piękna opowieść o miłości, przywiązaniu i poświęceniu. Porusza też temat śmierci i tego co jest "potem". Każde dziecko powinno ją przeczytać.




Ostatnie wersy książki
Ostatnią książkę swego czasu znałam prawie na pamięć. To Dziewczyna i chłopak, czyli heca na 14 fajerek Hanny Ożogowskiej. Głowni bohaterowie to bliźniaki Tosia i Tomek, którzy w wyniku pomyłki zamieniają się rolami i wyjeżdżają oddzielnie na wakacje. Tomek jedzie to cioci, żeby spędzić lato z jej córkami, a Tosia wyjeżdża do leśniczówki stryja. Książka pełna przygód i humoru. Czytałam ją tyle razy, że w pewnym momencie mogłam recytować z pamięci całkiem spore fragmenty

Okładka jest dość...starożytna

Książka ma prawie tyle lat co moja mama, Jacek to brat jakiejś mojej ciotecznej babci





Ewelina

Teraz ja, cześć, nazywam się Ewelina i jestem książkoholikiem - przyznaje się do wąchania, głaskania i mówienia do książek :)  A tak poważniej to słuchajta :)
Moją fascynację książkami zaczęłam w wieku 3-4 lat. Moją pierwsza ulubioną i najukochańszą książką była... uwaga nie śmiejcie się... Anatomia i fizjologia człowieka. Podręcznik dla średnich szkół medycznych. Uwielbiałam podkradać ją mamie i ozdabiać moimi pracami autorskimi, tak żeby dobrze się jej z niej uczyło :) Pamiętam, że fascynowały mnie te wszystkie kolory, komórki, mięśnie, żyły, szkielety i wspaniały zapach tej książki - żadna inna książka nigdy tak nie pachniała jak ta - poważnie - mówię to po 20 kilku latach! :) Ta książka to nr 1 mojego dzieciństwa, do tego stopnia, że mimo wielu przeprowadzek, w tym jedna kilkusetkilometrowa, nadal jest ze mną, kiedyś pokaże ją moim dzieciom, niech domalują historię rodzinną :)
Hmm... w porównaniu z pięknymi zdjęciami Marty, te będą dość drastyczne :)

Ta książka jest już tak poklejona, że cud, że się jakoś trzyma :)
To było naprawdę fascynujące :)
Zapłodniona komórka jajowa świetnie nadaje się na głowę jakiejś postaci :)
Nie lubiłam tej z nadczynnością tarczycy...
Może to dziś dziwne ale to było moje ulubione zdjęcie w tej książce - ruchy segmentacyjne jelita... :)
Podobno mama musiała odpowiadać na pytania... nie wiem, które gorsze w szkole na egzaminie czy w domu zadane przez córkę :)

Mama wszelkimi sposobami próbowała odciągnąć mnie od obrazków z Anatomii i zainteresować czymś "normalnym" - przeznaczonym dla dzieci w moim wieku :) To właśnie w efekcie jej starań w moich rękach wylądowała kultowa książka Bajeczki z obrazkami Władimira Sutiejewa. Moimi ulubionymi bajkami były: Pod grzybem, Kogucik i kaczorek i Myszka i ołówek :)
Niestety nie mam zdjęć tej książki, ponieważ przepadła gdzieś. Pewnie mój młodszy brat ją zakatował. Znalazłam jednak na jednym z blogów poświęconych ilustracji książkowej świetne zdjęcia jej pięknego wnętrza. Zainteresowanych odsyłam do bloga Garaż ilustracji książkowych  cz.1 i cz.2
Jak widzę te obrazki, to na sercu się jakoś ciepło robi, a pod palcami czuję kartki tej książki :)

Gdy wyrosłam już z pieluch i poszłam do podstawówki zafascynowała mnie biblioteka... no dobra i tak już wyszłam na dziwadło przez tą Anatomię, powiem prawdę... Zaczęło się od fascynacji panią bibliotekarką :) Pani bibliotekarka, nie była taką sobie zwykłą szarą myszką. Pani Iwona, była piękną młodą dziewczyną, z długimi czarnymi i rozpuszczonymi włosami ale nie to było w niej najciekawsze! Pani Iwona nie miała dłoni i nosiła protezę... początkowo chodziłam do biblioteki tylko po to żeby podglądać ją, jak sobie radzi bez dłoni... chyba ta Anatomia i fizjologia miała na mnie duży wpływ (i nadal ma). Przy okazji podglądania okazało się że pani Iwonka jest bardzo fajna i potrafi radzić sobie z dziećmi. Nim się zorientowałam biegałam do biblioteki codziennie po nową książkę - zaczęło się oczywiście od Muminków. Wypożyczałam 1 część dziennie, a po szkole biegłam do domu żeby jak najszybciej przeczytać książkę, żeby kolejnego dnia powiedzieć pani Iwonie co w niej było ;) Trzeba jeszcze dodać, że sama biblioteka szkolna miała tajemniczą lokalizację, mieściła się w budynku obok szkoły, który otoczony był małym parczkiem z ławeczkami i fontanną. No kto by nie chciał tam chodzić? :)

Milion lat temu, gdy byłam jeszcze pryszczatą maturzystką (niewiele się zmieniło w tym względzie) pisałam pracę maturalną na temat: Czy książki mogą kształtować system wartości? Od wielu lat mój pogląd na ten temat się nie zmienił: nie bądźcie zaskoczeni ale książki (nie tylko lit. piękna) mogą kształtować system wartości! Lubię sobie myśleć, że Anatomia, Bajeczki z obrazkami i Pani Iwona (jakiekolwiek były moje początkowe intencje :)) oraz wiele, wiele późniejszych książek i ludzi związanych z książką, pomogły ukształtować nie tylko mój światopogląd i to jaka dziś jestem ale również moje życie zawodowe i prywatne :) Jakby nie było, cały czas kręci się ono wokół książek... :)

A wy? Jakie są Wasze ulubione książki? Czy miały jakiś wpływ na to kim jesteście?


M. i E.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Recenzja kosmetyków SVR Xerial

Ostatnio miałam problemy z przesuszoną skórą, prawdopodobnie przez przebywanie w zakurzonych pomieszczeniach. Kolejnym problemem były wrastające włosy na łydkach i zapalenie mieszków włosowych. Dlatego postanowiłam sięgnąć po kosmetyki z dużą zawartością mocznika. Mój wybór padł na firmę SVR, ponieważ jestem wielką fanką ich filtrów do twarzy. Trafiłam na promocję w aptece, za 67,69 zł zamówiłam zestaw mleczko do ciała+krem do twarzy KLIK. Dla porównania samo mleczko kosztowało 63,85. Oba kosmetyki testuję już kilka tygodni, czas więc podzielić się wrażeniami.


SVR Xerial 10 mleczko do skóry suchej 500 ml
Wskazany do skóry bardzo suchej i łuszczącej się. W składzie ma 10% mocznik, proteazy, serynę, histydynę, alantoinę, masło Karité, witaminę B5. Jest też parafina, ale akurat w produktach do ciała mnie nie krzywdzi.
Konsystencja:
Gęste, białe mleczko, nieco tłuste. Ciężko opisać wrażenie na skórze, niby jest na niej tłusty film, ale nie lepi się. Nie zostawia plam na piżamie czy pościeli.
Zapach:
Bardzo typowy dla takich kosmetyków, ale nie utrzymuje się na skórze.
Działanie i moja opinia:
Naprawdę świetne mleczko nawilżające, oprócz ceny nie mam do czego się przyczepić. Skóra jest miękka, gładka i nawilżona. Razem ze mną ten sam zestaw zamawiała koleżanka, jest tak samo zachwycona. Dodatkowym plusem jest to, że mleczko w połączeniu z częstszym peelingiem pomogło mi pozbyć się zapalenia mieszków włosowych i wrastających włosów. Polecam z czystym sumieniem.


SVR Xerial 5 krem do twarzy 50 ml
Krem wskazany do cery suchej, również przy suchości spowodowanej czynnikami klimatycznymi (uznałam kurz i suche powietrze w magazynie za czynniki klimatyczne). Składniki aktywne podobne jak w mleczku do ciała, z tą różnicą że mocznik ma stężenie 5%. 
Konsystencja:
Gęsty, tłustawy krem. Na opakowaniu napisali "lekka", ale z tym się nie zgodzę. Początkowo ciężko było mi go aplikować, ale szybko się tego nauczyłam. Zostawia na buzi taką tłustawą warstewkę, ale nie kleję się do poduszki.
Zapach:
Taki sam jak w przypadki mleczka. Niektórzy nie lubią zapachu kosmetyków z dużą zawartością mocznika, mi to nie przeszkadza. Poza tym zapach szybko się ulatnia.
Działanie i moja opinia:
Używam kremu codziennie wieczorem. Już po pierwszej aplikacji następnego ranka zrobiłam "wow". Skóra była miękka, gładka i uspokojona. Nie mogłam przestać macać się po twarzy :) Zauważyłam mniej suchych skórek na nosie, rzadziej robię peeling. Krem na pewno zostanie ze mną na dłużej.




M.


piątek, 17 kwietnia 2015

Gąbka Konjac czyli moja nowość w codziennej pielgnacji skóry

Kilka dni temu przeglądając stronę Polki.pl natrafiłam na post dotyczący pielęgnacji skóry, w którym prezentowanych było kilka kosmetyków oraz mała czarna gąbeczka do twarzy. Poczytałam trochę na wizażu, poszperałam w necie i na Allegro. Efekt jest taki, że oto dziś kurier dostarczył mi małe śliczne pudełko:

Eleganckie opakowanie :)


Ale od początku, czym jest gąbka Konjac: jest to w 100% naturalna gąbka, wykonana z korzenia azjatyckiego drzewa Konjac. Drzewko znane jest od 1500 lat ze swoich drogocennych właściwości odżywczych (nawilżających, myjących, oczyszczających czy antybakteryjnych). Gąbka przywraca skórze optymalny poziom PH oraz pomaga w usuwaniu zanieczyszczeń i nadmiaru sebum, a regularne jej stosowanie redukuje ilość zaskórników. Można stosować ją w połączeniu z kosmetykami pielęgnacyjnymi, wtedy należy używać mniejszej ich ilości. Podczas mycia gąbką, wytwarzane są bąbelki powietrza, dzięki czemu gąbka w połączeniu z kosmetykiem doskonale się pieni. 
Producent twierdzi, że użyteczność gąbki to 1 - 3 miesiące w zależności od użytkowania. Kiedy poznać, że gąbka już się nie nadaje? Kiedy zacznie się kruszyć. Podobno raz na jakiś czas należy przegotować ją we wrzątku w celu odkażenia. Koszt gąbko to około 15-20 zł

W ofercie sklepów jest kilka różnych rodzajów gąbki, w zależności od typu skóry np.

- dzieci, niemowlęta, alergicy, skóra wrażliwa - pure (naturalna, hipoalergiczna);
- sucha, pierwsze oznaki starzenia się skóry - wzbogacona w kolagen;
- wrażliwa i dojrzała - wzbogacona w masę perłową;
- sucha i wrażliwa - z aloesem;
- tłusta, mieszana - zawierająca wyciąg zielonej herbaty;
No i mój typ:
- tłusta, mieszana, trądzikowa - wzbogacona w węgiel aktywny.

Oto ona:

Uwielbiam papier ryżowy!
Tak wyglądała sucha gąbka po odpakowaniu.
Mój typ - wzbogacona o węgiel aktywny
Po namoczeniu gąbka podwaja swoją objętość: lewa przed namoczeniem, prawa po
Sznureczek wbudowany do gąbki pomaga w suszeniu jej i namaczaniu :)
Powiem Wam, że martwi mnie tylko, że na wizażu przeczytałam kilka wpisów o zbieraniu się grzybów na tej gąbce... Pozytywnych opinii było jednak duuużo więcej, więc stwierdziłam, że warto zaryzykować :) Może słyszałyście coś o ty? Albo miałyście już taką gąbkę? Jakieś efekty?

E.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Bye bye my old Tangle Teezer...

Szczotka Tangle Teezer rozwiązała moje włosowe problemy! Wiem, że brzmi to jakby post był sponsorowany, ale to prawda. 
Do niedawna, no jeszcze pół roku temu, miałam długie włosy - zapuszczane do ślubu, choć jak się okazało w ślubnej fryzurze (made by Marta) wcale ta długość się nie przydała, a może nawet troszkę przeszkadzała. Przeszkadzała nie tylko we fryzurze ślubnej, ale przede wszystkim w codziennym życiu. Mycie długich włosów co drugi dzień samo w sobie jest mordęgą, a co dopiero jak rozczesujesz je później około 30 minut, a jak wyschną to i tak się kudłaczą? Nawet nie wiecie z jaką lubością obciachałam je do połowy szyi - fryzjerka płakała jak cięła :) Nie tęsknię za nimi, ani trochę :D
Ale wracając do szczotki. W moich włosowych perypetiach pomogła mi właśnie Tangle Teezer. Dzięki niej posiadanie długich włosów stało się trochę mniej uciążliwe i do zniesienia. Eksploatowałam ją na potęgę, do tego stopnia, że potrzebna mi była przenośna wersja. Mój ślubny (znany jako loczaty lub kudłaty), również się w niej zakochał, choć wcześniej śmiał się z jej plastikowego looku - jak twierdził z bazaru za 5 zł (potem ją przepraszał). Szczotka pożyła sobie z nami około 2 lat - niespecjalnie o nią dbaliśmy, często nam spadała albo często odkładaliśmy ją "włoskami" do dołu. Aż w końcu naszedł jej czas - żywot dobiegł końca, włoski się powyłamywały lub połamały w połowie - ogłosiliśmy komisyjnie śmierć pacjenta i udaliśmy się do Hebe po nową. A tam... nowy model - kształtniejszy, szczuplejszy, lżejszy, lepiej dopasowany do kształtu dłoni, no i czarny...
Nowe kontra stare :)
Wersja slim kontra pękata dynia :)
Powyginane "włoski" to niestety nasze dzieło.
Nowa wersja jest dużo lepiej dopasowana do dłoni, nie wypada tak często jak stara - szczególnie gdy rozczesujesz włosy a mokro :) 
Mimo, że moje włosy są dużo krótsze i nie sprawiają już żadnych trudności i tak nie wyobrażam sobie korzystania z innej szczotki :)
E.

piątek, 10 kwietnia 2015

Ulubieńcy marca 2015

Tradycyjnie, z nastaniem nowego miesiąca, publikujemy swoich ulubieńców. Co skradło nasze serca w marcu?

1. Kosmetyki
Marta: Zawsze lubiłam kremy do twarzy z Bielendy. Dlatego kiedy testowana nowość okazała się bublem, bez zastanowienia sięgnęłam po wypróbowany specyfik. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że po bojach w zakurzonym magazynie moja buzia potrzebuje głębszego nawilżenia. Na szczęście akurat wtedy przyszła paczka z kremem SVR Xerial 5. To krem głęboko nawilżający z wysoką zawartością mocznika. Już po pierwszej aplikacji buzia była ukojona, a następnego dnia rano cudownie miękka. Planuję zrobić porządną recenzję tego kremu i balsamu do ciała z tej samej serii.


Ewelina: Jakiś czas temu wspominałam, że namiętnie testuję polecony przez koleżankę 15% peeling glikolowy LE'MAADR. 
Otóż drogie koleżanki, peeling okazał się cudem dla mojej buzi :) Najlepsze jest to, że wszyscy zauważyli różnicę, co nie Marta? ;) 
Peeling nie tylko wygładził i rozjaśnił skórę ale również pozbył się suchych skórek, zaczerwienień, krostek. Cera wygląda bardzo świeżo i delikatnie. Różnice były widoczne już po 5 dniach stosowania! Nie podrażniał, choć podobno to dość częste (koleżanka przestała używać po 3 dniach bo skóra ją piekła). 
Stosowanie - codziennie wieczorem - nałożyć cienką warstwę na skórę i pozostawić na 5 -15 min. (czas wydłuża się wraz z długością stosowania). 
Kuracja trwa 2-3 tygodnie, choć ja wydłużyłam ją jeszcze o tydzień. Przestałam akurat stosować w połowie marca, jeszcze przed słońcem. Trzeba pamiętać o wysokim filtrze (nawet w niepogodę), bo cera jest wtedy bardzo wrażliwa. 
Plusy: wszystko co powyżej + fajna cena i wydajność, mała tubka 40 ml starczy na cały rok (2 kuracje).
Minus: przesuszanie, peeling bardzo wysusza skórę. Na szczęście jest a to rada :) Namiętnie wspomagałam się Dermogalem na noc, a na dzień sam krem BB Precious Mineral Cotton Fit w zupełności starczył :)



2. Sport
Marta: Może będę nudna, ale nadal najczęstszym treningiem jest cardio z Bobem Harperem. Moja kondycja znacznie się poprawiła, a mąż twierdzi, że jakoś mnie mniej w okolicach talii i bioder. Niedługo sprawdzę to centymetrem :) Ewelina namawia mnie na siłownię, ale jeszcze nie zdecydowałam. A Wy co o tym myślicie?



Ewelina: Taak namawiam Martę  na siłownię :) Tylko, że tym razem na prawdę bym chodziła :D 
A tak poza tym, to moim sportowym ulubieńcem miesiąca są moje wysłużone buty do biegania Asics. Ostatnio odkryłam je na nowo :) Jakoś we wrześniu czy październiku kupiłam nowy model butów Adidasa (nie wiem jak konkretnie się nazywają). Okazało się że to totalny niewypał. Po prostu nie są dla mnie, ja potrzebuję butów z dużą amortyzacją, nie dla mnie są buty na cienkiej podeszwie. W takich moje golenie płaczą, a Achilles żałośnie postękuje :) Asicsy są boskie :D

 3. Książki
Marta: Kiepsko mi poszło czytanie w tym miesiącu, a to co przeczytałam zdecydowanie mnie rozczarowało. Może Ewelinie poszło lepiej...

Ewelina: czekaj... zerknę na Lubimy czytać, jak mi poszło :) Hmm... 3 książki: Straty: Żołnierze z Afganistanu (przejmujący reportaż o polskich żołnierzach w Afganistanie - o ich powrotach, i niepowrotach, dopasowywaniu się do rzeczywistości i radzeniu z kalectwem...), Najgorszy człowiek na świecie (brutalne, pozbawione lukru wyznania alkoholiczki z poczuciem humoru), Piękny drań (k... nie wiem dlaczego to przeczytałam sorry). Nie można również zapomnieć o moim kolorowym doświadczeniu z Kolorowym treningiem antystresowym i wyborem kredek w pastelowych kolorach :D

4. Filmy/seriale
Marta: W marcu wyemitowano ostatni odcinek serialu Glee. Ten serial to takie moje guilty pleasure, mam słabość do wszystkich filmów/seriali, w których śpiewają lub tańczą. A każdy odcinek Glee jest wypełniony coverami znanych piosenek, śpiewanych przez całkiem niezłych wokalistów. Po śmierci jednego z aktorów serial zaczął się sypać, postanowiono nakręcić ostatnią serię, żeby zamknąć wszystkie wątki.

Źródło
Ewelina: Słyszeliście o książce pt. Sońka Ignacego Karpowicza? W Teatrze Dramatycznym w Białymstoku odbyła się premiera przedstawienia na jej podstawie. Historia miłości prostej podlaskiej dziewczyny do oficera SS, Sońki do Joachima - historia, która nie miała prawa się wydarzyć. Piękny, brutalny i poruszający spektakl, mieszający historię z teraźniejszością, wspaniała przemiana Sońki i Ignacego, znakomici aktorzy. Nic, co napiszę nie odda wystarczających pochwał temu przedstawieniu dlatego zainteresowanych kieruję do recenzji TU.

5. Muzyka
Marta: W związku z końcem serialu maltretowałam ostatnio mnóstwo piosenek. Oto kilku moich ulubieńców:
 Michael w ich wykonaniu zawsze wychodzi świetnie.

Normalnie nie przepadam za Coldplay.

 Matt Bomer <3

"Hymn" serialu.


Barney Stinson <3


 Bo to Florence :)
Mogę tak bardzo długo ;)


M. i E.