Kilka postów temu pisałam o treningach interwałowych. Bardzo przypadły mi do gustu i już jakiś czas wykonuję je z filmikami Cassey Ho. Niestety, po półtorej miesiąca zaczęły boleć mnie kolana. Fakt, dużo tam podskoków, wykroków, przysiadów i być może moja technika nie jest jeszcze najlepsza. Dlatego z różnych filmików Cassey skompilowałam sobie własny zestaw, który miał mniej obciążać kolana. I nie wiem co zrobiłam źle, ale nie czułam tego pałera, nie padałam po wszystkim na dywan bez tchu. Nie wiem czy zawinił dobór ćwiczeń, czy może podświadomie wybierałam te mniej męczące? Nie wiem.
Kilka dni temu Agata z bloga Blue sweatpants opublikowała post z propozycją treningi HIIT. Stwierdziłam, że spróbuję, tym bardziej, że akurat techniki tych ćwiczeń jestem pewna. No i nie tylko Blogilatesem człowiek żyje. Dla tych, którzy nie czytali jeszcze tego posta KLIK Zasady tego treningu są całkiem proste:
Źródło |
Wskoczyłam w strój sportowy, włączyłam energetyczną muzykę i zabrałam się za trening. Moje przemyślenia i refleksje wyglądały następująco:
Runda 1: Hmmm... ale fajne, lubię pajacyki. Na luzie dam radę skakać te 25 minut. Mam nadzieję, że sąsiadom nie przeszkadzam.
Runda 2: (początek) Eee, fajne to. Może potem trzasnę jeszcze jakiś łorkałcik na absy? Ciekawe czy tak można, muszę zapytać Agatę. (koniec) Łomatulu, ale mi cięężkoooo!!!
Runda 3: Chciałaś robić potem jakiś łorkałcik, naiwna dziewczyno? Pot ci oczy zalewa, nawet gacie masz mokre. Powinnaś się cieszyć jak rundę chociaż dokończysz.
Źródło |
Po wszystkim padłam na dywan a chłop sprawdzał czy jeszcze dycham. Czułam dokładnie to o czym pisała Agata: wycieńczenie. Ale jaka satysfakcja i lekkość po wszystkim! Za to następnego dnia zakwasy na tyłku. A teraz chcę spróbować tego KLIK Kto jest ze mną? Ostrzegam: mokre ciuchy gwarantowane!
M.
PS: Dziękuję Agato :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz