niedziela, 29 listopada 2015

Kilka nowości z Hebe

Wybrałam się ostatnio na zakupy do Hebe. W planach miałam przede wszystkim zakup szczoteczki do twarzy i miseczki do maseczek. Ale do koszyka powędrowało kilka dodatkowych produktów. Wybaczcie brak dokładnych cen, przez przypadek wyrzuciłam paragon.


Od lewej mamy szczoteczkę do twarzy. Była w promocji, kosztowała ok. 4 zł. Do tej pory miałam szczoteczki z Rossmanna, takie z długą rączką. Ta jest mniejsza, poręczniejsza i bez problemu mieści się w szafce w łazience. Nie zauważyłam różnicy we włosiu. Następny jest zmywacz do paznokci firmy Oversa. To już moje kolejne opakowanie. W słoiczku mamy gąbkę nasączoną zmywaczem. Zmywacz jest bardzo dobry, radzi sobie ze wszystkimi moimi lakierami i top coatami. I nie zużywam płatków kosmetycznych. Kupiłam też zestaw do maseczek: miseczka, miarki, pędzelek i szpatułka. Na pewno mi się przyda, bo bardzo lubię maseczki do twarzy, wiele z moich ulubieńców muszę najpierw rozrobić z wodą lub hydrolatem. Następny jest lakier z Essie (ostatnio lakiery kupuję wyłącznie z tej firmy). Długo czaiłam się na kolor Bordeaux, jest bardzo klasyczny i elegancki, będzie świetny na jesień i zimę. Kolejną nowością jest mascara z firmy p2, jest to nowość w Hebe. Ciągle szukam dobrego tuszu wydłużającego i rozdzielającego rzęsy. Bardzo nie lubię mascar pogrubiających. Do koszyka trafiło też serum do twarzy z DermoFuture. Wybrałam wersję z komórkami macierzystymi, do wyboru jest też serum z kwasem hialuronowym i z witaminą C. Zastanawiałam się nad serum z komórkami macierzystymi z Bielendy, ale sera z linii profesjonalnej mają jedną wielką wadę: są ważne przez miesiąc od otwarcia. Nie ma szans, żebym zdążyła je zużyć. Ostatnia jest maseczka wygładzająca z Avy.


Coś Was zainteresowało? A może używaliście czegoś z tych produktów?
M.

wtorek, 24 listopada 2015

Manicure w stylu marynarskim

Dziś pokażę Wam zdobienie paznokci całkiem łatwe w wykonaniu, a przy ty dość efektowne. Potrzeba 3 lakierów: bieli, czerwieni i granatu. Przyda się też dobry top coat. Z "narzędzi" użyłam sondy i cienkiego pędzelka do zdobień. Ciągle przymierzam się do zakupu nowych pędzelków, może znajdę coś w Dniu Darmowej Dostawy, bo nie chce mi się latać po sklepach.




Co o tym myślicie? Wydaje mi się, że następnym razem powinnam dać więcej czerwieni.
M.

sobota, 21 listopada 2015

Pachnąca sobota - Sparkling Snow od Yankee Candle

Coraz zimniej za oknem, mam więc coraz częściej ochotę na "zimowe" zapachy w domu. Do tej pory moim ulubieńcem był Season of Peace, ale z chęcią szukam innych zapachów w tym klimacie. Dziś w kominku gości Sparkling Snow.


Czym pachnie według producenta?
Sosną, świerkiem i paczulą. 

Co ja wyczuwam?
Po opisie sądziłam, że zapach będzie przypominał świerkowy odświeżacz powietrza. Na szczęście wosk ani trochę nie pachnie tanim odświeżaczem. Czuć nuty leśne, ale są zrównoważone zapachem paczuli. Ta paczula jest też w Season of Peace, dzięki czemu nieco ten wosk przypomina. Więc jeśli ktoś jest fanem jednego wosku, to ten drugi też powinien przypaść do gustu. Zapach jest jednocześnie świeży i otulający ciepłem. Jakby siedzieć w domu pod kocykiem po powrocie ze spaceru po lesie przykrytym śniegiem. Wosk w sam raz na zimowe wieczory.
M.

środa, 18 listopada 2015

Garden Roses firmy Make Me Bio - recenzja

Już ponad miesiąc temu pisałam o kilku nowościach w mojej kosmetyczce KLIK, przyszedł więc czas na kolejną recenzję. Dziś opowiem Wam o kremie firmy Make Me Bio Garden Roses. Firma Make Me Bio jest firmą polską, specjalizującą się w produkcji kosmetyków organicznych.


Jest to krem nawilżający przeznaczony do cery suchej i wrażliwej. Kupiłam go na Triny.pl, kosztował 49 zł za 60 ml. Producent obiecuje intensywne nawilżenie, odżywienie i regenerację cery, ochronę przed działaniem wolnych rodników. Ponad to krem ma zmiękczać skórę, poprawić jej elastyczność oraz łagodzić wszelkiego rodzaju podrażnienia. Mnie zainteresował swoim składem, przede wszystkim różą i geranium, moja cera uwielbia jedno i drugie. No i nie ma tu wszechobecnego oleju argonowego, którego moja skóra nie toleruje. Poza tym brak parafiny, PEG-ów czy innych parabenów.


Opakowanie
Bardzo ładny słoiczek z ciemnego szkła. Jest wyższy niż szerszy, przez co pod koniec opakowania trzeba będzie głęboko grzebać palcem albo zaopatrzyć się w szpatułkę. 

Zapach
Zapach jest piękny, różany. I nie jest ani trochę chemiczny (w moim odczuciu), pachnie jak moja woda różana z firmy KTC.

Konsystencja i aplikacja
Krem jest gęsty, nie spływa z dłoni. Za pierwszym razem bałam się, że będzie tępy w aplikacji, coś jak mój krem z mocznikiem z SVR. Ale na twarzy rozprowadza się bardzo przyjemnie, jak masełko.

Działanie
Jestem bardzo zadowolona z tego kremu. Bardzo dobrze nawilża i odżywia skórę. Po nałożeniu buzia jest ukojona, jej koloryt jest wyrównany, zaczerwienienia znikają. Nie wiem czy rzeczywiście uelastycznia, nie mam problemów z jędrnością skóry na twarzy. Robi wszystko, czego od niego oczekiwałam, nie mam się do czego przyczepić. No i ten zapach - miałam kiedyś krem do ciała z Oriflame o takim zapachu, niestety został wycofany. Od tamtej pory szukam zamiennika i nie mogę znaleźć. Gdyby firma wyprodukowała coś do ciała o tym zapachu, kupowałabym litrami.




Miałyście coś z tej firmy? Mam ochotę spróbować czegoś jeszcze.
M.

niedziela, 15 listopada 2015

Spotkanie Skin Expert z marką Clinique


Ponad tydzień temu dostałam od Sephory maila z zaproszeniem na konsultację stanu cery z marką Clinique. Na spotkaniu miałam otrzymać spersonalizowaną konsultację diagnozującą stan cery przeprowadzoną przez eksperta marki, listę dopasowanych kosmetyków do pielęgnacji, zestaw próbek w prezencie. Takie spotkania są organizowane w Sephorach co jakiś czas, ale jakoś nigdy mnie na nie nie ciągnęło. Tym razem i tak planowałam zakup kilku kosmetyków z tej linii, więc postanowiłam się na nie wybrać. Na takie spotkanie trzeba się umówić, co oczywiście zupełnie wyleciało mi z głowy. Bardzo się ucieszyłam, kiedy otrzymałam telefon z zaproszeniem na ten weekend. Umówiłam się na sobotę o 18. Wczoraj zaciekawiona weszłam do Sephory....


 ...i wyszłam z niej z tą torebką. Nigdy nie byłam na takiej konsultacji, nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Na początku przemiła konsultantka przeprowadziła ze mną wywiad, żeby określić jakie są problemy i potrzeby mojej cery. Po wywiadzie przeprowadziła "badanie" palcami. Według Pani Patrycji moja cera jest typem mieszanym w kierunku cery suchej. Jest też bardzo cienka i delikatna, stąd zaczerwienienia i wrażliwość. Mam też rozszerzone pory na nosie i policzkach. Mocną stroną mojej buzi jest sprężystość i jednolity koloryt bez przebarwień (dziękuję, mikrodermabrazjo!). Po diagnozie stanu cery konsultantka zmyła mi makijaż i przeszła do prezentowania i testowania dobranych dla mnie produktów. Najpierw omówiła wszystkie kosmetyki, a potem wzięła się do nakładania ich na twarz.

Po prawej jest lista dobranych kosmetyków

Zbliżenie na kwestionariusz, dopiero teraz widzę na nim kilka nieścisłości, podrażnienia mam akurat często od kosmetyków

Po zastosowaniu wszystkich kroków pielęgnacji został na nowo nałożony makijaż, oczywiście kosmetykami Clinique. Pani Patrycja stwierdziła, że podkład nie jest potrzebny, wystarczy korektor i puder. Dla dodania kolorytu nałożyła na policzki róż.


Po wszystkich tych zabiegach buzia była gładka i nawilżona, makijaż był delikatny i subtelny. Nic mnie nie podrażniło, nie uczuliło. Trochę się tego bałam, bo kiedyś na stronie Clinique zamówiłam zestaw miniatur i trochę mnie skrzywdziły (szczególnie tonik). Na koniec wybrałam kosmetyki, które chciałam kupić (i tak planowałam ich zakup), a konsultantka dorzuciła mi kosmetyczkę z miniaturami i dwie odlewki maseczek.

Zawartość torby

Zdecydowałam się na zakup mydła do twarzy i kremu pod oczy. Mydło już kiedyś miałam w formie miniaturki, świetnie oczyszcza i jest bardzo wydajne. Natomiast na krem All About Eyes Rich czaiłam się już od jakiegoś czasu. Po nałożeniu go podczas konsultacji podjęłam ostateczną decyzję o jego zakupie. Był bardzo drogi (169zł), ale moja skóra pod oczami jest ostatnio w opłakanym stanie i moje poprzednie kremy sobie z tym nie radziły. Praca przy komputerze w marnym świetle, przy niskiej temperaturze, z wysuszającym powietrze piecykiem elektrycznym sprawia, że mam bardzo wysuszoną skórę, nie tylko pod oczami. Ale tylko w tym miejscu czuję ciągle nieprzyjemne ściągnięcie.

Moje zakupy
Dodatkowo otrzymałam upominek w postaci kosmetyczki wypełnionej miniaturami kosmetyków marki i dwie próbki maseczek, ponieważ niemożliwe było ich wypróbowanie podczas konsultacji.


Pierwsza maseczka to Pore Refining Solutions Charcoal Mask, która ma odblokować i zwęzić pory. W składzie ma glinkę i węgiel. Druga maseczka to Moisture Surge Overnight Mask. Jak nazwa wskazuje jest to maseczka nawilżająca do stosowania na noc.


Kolorowa kosmetyczka kryje 5 miniatur:
  • mniejszą wersję mydła do twarzy,
  • serum pod oczy All About Eyes,
  • krem intensywnie nawilżający Moisture Surge,
  • tusz High Impact Mascara,
  • pełnowymiarowa pomadka w kolorze 17 Rosette. 




Cieszę się, że w końcu zdecydowałam się skorzystać z takiej konsultacji. Co prawda Ameryki nie odkryłam co do stanu mojej cery, ale miałam okazję wypróbować kilka nowych kosmetyków i całkiem przyjemnie spędziłam czas. No i pakiet prezentów też poprawił mi humor.


Byłyście kiedyś na takiej konsultacji? Jakie były Wasze wrażenia?
                                                                                                                M.

sobota, 14 listopada 2015

Pachnąca sobota - Covered Bridge od Kringle Candle

W swoich zbiorach mam też kilka wosków firmy Kringle Candle. Nie widzę specjalnej różnicy między między Kringle i Yankee Candle. Kringle ma fajniejsze opakowanie, ale woski tej firmy są droższe (ja płaciłam 12 zł).

  
Czym pachnie według producenta?
Kwiatami oraz jesiennym, leśnym powietrzem.

Co ja wyczuwam?
Chciałam wosku typowo jesiennego. Ten na pewno taki jest. Kojarzy się trochę z męskimi perfumami, ale o dziwo mi to nie przeszkadza. Zwykle nie lubię takich zapachów. Ale oprócz typowo męskich akordów wyczuwam zapach powietrza jesienią i spadających liści. Obiecanych kwiatów nie czuję wcale. Przywodzi mi na myśl złotą polską jesień. O to właśnie mi chodziło, niestety wosk ma jedną wielką wadę. Palony dłużej przyprawia mnie o ból głowy, a sam zapach staje się męczący. Zrobię do niego jeszcze jedno podejście, jeśli to się powtórzy oddam go którejś koleżance.

M.

środa, 11 listopada 2015

Peelingi do ciała z serii Kąpiel Agafii - recenzja

Miesiąc temu pisałam o nowościach kosmetyczny KLIK. Kupiłam wtedy między innymi o dwóch scrubach do ciała z serii Kąpiel Agafii. Są małe, niedrogie, więc postanowiłam spróbować. Moja skóra potrzebuje częstych peelingów z dwóch powodów. Pierwszym są wrastające włoski i tworzące się stany zapalne na łydkach. Drugim są moje obecne warunki pracy: jest zimno, przez co muszę się dogrzewać piecykiem elektrycznym. Mam skórę przesuszoną na całym ciele, nie nadążam z peelingami i balsamami. Lubię mocne zdzieraki, te słabiej peelingujące nie zdają u mnie egzaminu.


Termalny kamczacki scrub do ciała kosztował 5,89 zł za 100 ml KLIK. Według opisu ma mieć działanie rozgrzewające i bakteriobójcze. Ma też złuszczać, nawilżać i głęboko odżywiać skórę. W składzie ma krasnorosty (zawierają witaminy, karoten, mają rozgrzewać i nawilżać), olej z sosny górskiej (aminokwasy i witaminy, która mają odżywiać) oraz organiczny ekstrakt z wiązówki (działanie kojące i bakteriobójcze).


Skład

Opis producenta

Zapach scrubu jest dziwny i trudny do określenia. Jak dla mnie drobinek jest za mało i za słabo peelingują ciało. Irytujące są kawałki alg, które potem ciężko spłukać z kabiny prysznicowej. Efektu rozgrzewającego nie zaobserwowałam. Jedyny plus to miękka skóra po zabiegu.

Odżywczy peeling na 5 zbożach kosztował 5,43 zł za 100 ml KLIK. Oprócz właściwości usuwających martwy naskórek ma też nawilżać i odżywiać skórę. Te 5 zbóż to zmielone ziarna jęczmienia, otręby żytnie, kasza gryczana i mąka owsiana (nie wiem jak Wy, ale ja naliczyłam 4 zboża). Oprócz tego mamy też olej szarłatu i z kiełków pszenicy (5 zboże?). 


Skład

Opis producenta
Z tym scrubem mam dokładnie taki sam problem: za słaby efekt. Prawie nie czuję drobinek. A pachnie....zbożem. Jakbym się masowała owsianką.

Niestety, peelingi były nietrafionym zakupem. Sprawdzą się u kogoś kto woli delikatne scrubu, bardziej nawilżające niż oczyszczające. Ja lubię zdzieraki, najlepiej cukrowe. Wróciłam do peelingu z Bielendy, o którym pisałam TU. I chyba szybko go nie zdradzę.
M.

 

sobota, 7 listopada 2015

Pachnąca sobota - Beach Flowers od Yankee Candle

Kiedyś myślałam o woskach, że są zbędną fanaberią. Teraz je uwielbiam! Mam swoich ulubieńców na wieczór z książką i herbatą oraz do sobotnich porządków. Stwierdziłam, że zacznę nowy cykl z recenzjami zapachów, może przyda się osobom kupującym woski on-line. 


Czym pachnie według producenta?
Lilią, tuberozą i hiacyntem.

Co ja wyczuwam?
Rzeczywiście, jest to zapach kwiatowy. Nie wiem jak pachnie tuberoza, ale lilię i hiacynt wyczuwam na pewno. Nie jest to zapach za ciężki czy słodki, ale na pewno intensywny. Początkowo rozczarowałam się nim, wydawał mi się bardzo delikatny i taki jakiś nijaki. Ale jak na chwilę wyszłam z pokoju, w którym stał kominek i po 5 minutach do niego wróciłam zmieniłam o nim zdanie. Jest bardzo intensywny, ale w żadnym wypadku przytłaczający czy duszący! Fajne jest to, że oprócz kwiatowych nut wyczuwam dodatkową nutkę...świeżości? Ciężko to opisać, ale ta nuta fajnie równoważy kwiatową słodycz. Mimo, że zapach mi się podoba, to na świecę nie mam ochoty.

M.

wtorek, 3 listopada 2015

3 poradniki, dzięki którym rzeczywiście coś zmieniłam

Lubicie czytać poradniki? Niektóre czyta się naprawdę fajnie, inne to psychologiczny bełkot. Przyznam, że ja sięgam po nie rzadko. A jeszcze rzadziej z etapu "Wow, to świetna rada" przechodzę do "Okej, wprowadzam to w życie!". Lekcje Madame Chic czytało się bardzo przyjemnie, ale za jej sprawą nic nie zmieniłam. Są jednak 3 książki, dzięki którym wprowadziłam rzeczywiste zmiany w swoim życiu. Dotyczą różnych dziedzin życia, może i was zainspiryją.


Zacznę od Książki Jillian Michaels Opanój swój metabolizm. Dawno temu na blogu pojawiła się recenzja KLIK. To był chyba pierwszy poradnik, dzięki któremu zaczęłam zmieniać swoje nawyki, w tym wypadku żywieniowe. Do tej pory moja wiedza na temat zdrowego odżywiania sprowadzała się do: nie jedz słodyczy, zjedz jabłko. Teraz podejmuję bardziej świadome wybory, zanim wrzucę coś do koszyka uważnie czytam skład. Nie dam się nabrać na "zdrową" żywność naładowaną cukrem, syropem glukozowo-fruktozowym i tłuszczami typu trans. Pewnie, że zdarzy mi się zjeść coś niezdrowego, ale robię to z pełną premedytacją ;P


Kolejną pozycją jest Minimalizm po polsku Anny Mularczyk-Meyer, jej recenzja była na blogu w styczniu KLIK. Książka bardzo pomogła mi oczyścić swoje otoczenie, pozbyć się nadmiaru nagromadzonych rzeczy. W recenzji pisałam o porządkach w kosmetykach i ubraniach. Przy okazji przeprowadzki rozstałam się z jeszcze większą ilością rzeczy. I wcale mi ich nie brak. A co ważniejsze, udaje mi się trzymać w ryzach podczas zakupów. Najbardziej dumna jestem z redukcji niepotrzebnych kosmetyków. Tak mało lakierów do paznokci ostatnio miałam chyba w liceum.


Ostatnim poradnikiem na liście jest Slow fashion Joanny Glogazy. Nie czytałam bloga Asi, o książce dowiedziałam się od koleżanki. Jest doskonałym uzupełnieniem Minimalizmu po polsku. Po czystkach w szafach doszłam do wniosku, że moje ubrania to zbiór nieprzemyślanych wyborów. Wiedziałam, że muszę to zmienić, ale nie wiedziałam jak. Z pomocą przyszła mi ta książka. Porządki w szafie były już zrobione (zrobiłam je znowu jak w nowym mieszkaniu pojawiły się w końcu szafy). Wiedziałam, że muszę nieco uzupełnić braki, a niektóre rzeczy wymienić na nowe. Ale zamiast gnać od razu do sklepu za radą Asi postanowiłam wszystko na spokojnie zaplanować. Zaczęłam od określenia jakim typem kolorystycznym jestem (lato), dzięki czemu wiem jakie kolory podkreślą moją urodę, a jakich powinnam unikać. W sumie wiele z tych kolorów wybierałam intuicyjnie, ale taka określona paleta barw bardzo pomaga w planowaniu. Przydało się też konto na Pintereście, mam tam teraz całą tablicę poświęconą latu jako typowi urody, jak również tablicę z gotowymi zestawami ubrań. Na razie jestem na etapie planowania i odkrywania swojego stylu (dla żartu wpisałam w wyszukiwarkę Pinterest "librarian chic", polecam :)). Od momentu przeczytania tej książki kupiłam tylko (jak na mnie) dwa żakiety. Chodziłam za nimi długo, mierzyłam, marudziłam, ale w końcu mam dwa idealnie leżące żakiety. Po raz pierwszy od dawna nie kupiłam czegoś, co leży "prawie" dobrze ("przecież żakietu nie muszę zapinać") albo co "prawie" mi się podoba ("nie ten kolor, ale cóż...").


A Wy macie jakieś ulubione książki tego typu? A może czytaliście, któryś z tych poradników? Podzielcie się wrażeniami.

 M.