Moje lato upłynęło pod znakiem hmm... no właśnie jakim? Chyba żadnym :)
Pół lata przygotowywałam się do urlopu - czytałam przewodniki, kompletowałam garderobę i ostro ale to ostro ćwiczyłam (rano i wieczorem) :) Oczywiście niewiele zdziałasz jak przez pół roku nic nie robisz, a potem przez 2 tygodnie katujesz się 2 razy dziennie :) Ale przynajmniej miałam troszkę spokojniejsze sumienie :) No i teraz najlepsze... drugie pół lata odpoczywałam :D Ehhh co to był za urlop :) Na naszym Instagramie dzieliłam się z Wami wrażeniami, więc tu już nie będę się powtarzać :)
W międzyczasie walczyłam z moją cerą - wielka walka skończyła się badaniami krwi, które wykazały, że mam niedoczynność tarczycy. Wyjaśniło to kilka moich dolegliwości min. właśnie nieładną cerę. Cóż teraz tylko czekam na wizytę u endokrynologa, więc mam nadzieję, że szybko unormuje moje hormoniki :)
W walce z cerą pomagały mi małe cudeńka. Wiem, że Marta opisywała już Wam zalety Korundu i szczerze powiem, że skusiłam się właśnie dzięki jej poleceniu. Korund świetnie oczyszcza cerę, używam go średnio 3-4 razy w tygodniu, w połączeniu z ziołowym żelem do mycia twarzy (Fitomed). A potem na twarz nakładam kolejną nowość - maseczkę z zielonej glinki z Fitomed. C-U-D-EŃ-K-O mówię Wam! Moja gębusia jest nie tylko oczyszczona i ale też fajnie nawilżona.
Kolejnym moim letnim ulubieńcem jest puder bambusowy z jedwabiem (Paese). Kupiłam go specjalnie na wyjazd do Barcelony, bo moja cera nie wytrzymywała tegorocznych upałów. Szybko się przetłuszczała i już po 2 godzinach od wyjścia z domu, miałam na twarzy tyle sebum, że można by było smażyć frytki na patelni. Puder cudów nie uczynił ale dzięki temu, że fajnie wchłaniał sebum, to przedłużył czas "przydatności" mojej cery. Poza tym cały czas go ze sobą nosiłam i jak widziałam, że jest już źle, to szybko na nowo go nakładałam.
I na końcu ale nie ostatni. Najważniejszy ulubieniec tego lata - Olympus Stylus SH 2. Cudowny aparat, dzięki któremu uwieczniliśmy cudowne wakacje vel podróż poślubną.
Przy wyborze aparatu zależało nam na 4 rzeczach: wielkość (kompakt), dobra jakość zdjęć wykonywanych za dnia i nocą oraz dobry zoom. To wszystko po długich poszukiwaniach znaleźliśmy właśnie w tym malutkim Olympusie. Zdjęcia z Barcelony wyszły kapitalnie, filmiki również - kibice śpiewający hymn Barcelony brzmią teraz jakby stali obok mnie :) Kocham, kocham, kocham naszego nowego członka rodziny :)
Dla zainteresowanych, test aparatu znajdziecie TU.
A jakie były Wasze wakacje? :) Czy dzięki nim coś zagościło na stałe w Waszym życiu?:)
E.
Podoba mi się aparat :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, mój blog/KLIK :))
Mamy trochę wspólnego, bo też przez pierwszą połowę wakacji czytałam przewodniki i żałowałam, że nie wzięłam się wcześniej za ćwiczenia, a później wyjechałam do Barcelony :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że podobało Ci się tam tak bardzo jak mi!
Jestem ciekawa tego pudru...
OdpowiedzUsuń