Post bierze
udział w konkursie organizowanym przez CupoNation.pl
oraz kreatywa.net
Dzisiaj skończyłam czytać jedną z najwspanialszych książek
jakie do tej pory wpadły w moje ręce - Cień wiatru.
Chyba nie będę zbyt odkrywcza pisząc, że do pewnych książek
trzeba dorosnąć. Gdzieś 2 lata temu (będąc w fazie H. Cobena)
skuszona pochlebnymi recenzjami sięgnęłam po Cień wiatru i
zawiedziona brakiem wartkiej akcji porzuciłam go po 40 stronach. Na
szczęście jakiś czas później w moje łapki trafiła Marina
i reszta tak zwanej
Trylogii mgły (Książę mgły, Pałac północy, Światła
września), którą
pochłonęłam jednym tchem. I wpadłam po same uszy... zakochałam
się w świecie stworzonym przez Zafona: w jego bohaterach, fabule,
specyficznym klimacie i poczuciu humoru.
Fot. Francesc Català-Roca |
Kilka
miesięcy później stwierdziłam, że z chęcią wrócę do tych
lektur i tu przeżyłam szok – Cień
wiatru,
całkowicie o nim zapomniałam! Weekend majowy (nieszczególnie
obdarzający nas ładną pogodą) jest świetnym pretekstem do
zatopienia się grubaśną książkę. I tak wsiąkłam... w dawną
Barcelonę i Cmentarz Zapomnianych Książek, stałam się najlepszą
przyjaciółką Daniela Sempere, przeżywałam wraz z nim jego
rozterki sercowe, owładnęła mną mania odnalezienia książek
Juliana Caraxa, znienawidziłam inspektora Fumero. Łapałam się
nawet na tym, że dawkuje sobie czytanie tej książki, ponieważ
desperacko nie chciałam rozstawać się z jej bohaterami. Zaczęłam
nawet szukać w pamięci aktorów, którzy idealnie pasowaliby do
postaci Daniela, Juliana, Fermina czy Nurii Monfort (idealnie pasuje
Marion Cotillard, reszty postaci niestety nie dopasowałam tak jednoznacznie).
Jakiś
czas temu pewna osoba zapytała mnie jaka jest moja "najukochańsza"
książka, niestety nie potrafiłam jednoznacznie odpowiedzieć na to
pytanie. Przeczytałam ich tak wiele, uwielbiam chyba wszystko, co
napisano o Audrey Hepburn, kocham reportaże, książki podróżnicze,
szwedzkie kryminały, Mary Roach, Tess Gerritsen, Cobena, Muminki, całą serię o Ani z
Zielonego Wzgórza i wiele, wiele innych ale trudno mi było wymienić
jeden wyjątkowy tytuł. Dziś wszem i wobec ogłaszam, że moje
serce skradł Cień
wiatru
i co więcej, zazdroszczę wszystkim tym, którzy mają jeszcze przed
sobą czytanie tej książki.
Ja
z kolei udaję się w głąb Cmentarza Zapomnianych Książek i
zaczynam (z wielką nadzieją w sercu), Grę Anioła, a następnie
Więźnia nieba, w którym znowu spotkam Daniela i innych moich
książkowych przyjaciół...
E.
Wstyd mi, ale nie czytałam jeszcze żadnej książki Zafóna... Oczywiście tytuły znam i mam zamiar sięgnąć po nie, ale ciągle mi z nimi nie po drodze. Mam nadzieję, że w wakacje uda mi się zapoznać z twórczością tego autora.
OdpowiedzUsuńWiem, że Cień wiatru może przerażać objętością ale uwierz mi, że warto :)
OdpowiedzUsuń