Postanowiłyśmy wyjątkowo zrobić zbiorcze wpisy z ulubieńcami ze wszystkich letnich miesięcy. W innym przypadku co miesiąc pokazywałybyśmy to samo ;) A więc do rzeczy.
Lato upłynęło mi pod hasłem "Przeprowadzka". Przenosiła się biblioteka, w której pracuję, więc całe wakacje pakowałam/rozpakowywałam książki. Do takiej roboty, w upale jaki nam towarzyszył, pełen makijaż był bezsensem, ograniczałam się do minimum. To minimum kosmetyczne było też wymuszone przeprowadzką do nowego mieszkania. Ale żeby nie było za łatwo, musiałam zamieszkać u teściów na czas remontu. Mój przecudowny majster obiecywał, że potrwa to najwyżej tydzień, a mieszkałam u nich 5 tygodni. Większość kosmetyków była szczelnie zapakowana, zamknięta w remontowanym mieszkaniu. Trzeba było sobie radzić z tym co zabrałam. I wiecie co? Poradziłam sobie, ale minimalistką kosmetyczną to ja nigdy nie będę.
Zacznijmy od pielęgnacji. Jeśli chodzi o demakijaż i żel do twarzy, to używałam kilku różnych produktów, nic chwytającego za serce. Jeśli chodzi o krem, to po raz kolejny przekonałam się, że kremy Bielendy są naprawdę dobre dla mojej cery. Tym razem kupiłam krem nawilżający - koncentrat na pierwsze zmarszczki 30+ z serii Esencja Młodości. Kosztował mnie ok. 20 zł w promocji. Mam wersję na noc, ale używałam go rano i wieczorem. Świetnie nawilża, a przez 3 miesiące pracowałam w dusznych, zakurzonych pomieszczeniach.
Praca w zakurzonych magazynach połączona z upałem sprawiła, że moja skóra potrzebowała częstszych peelingów. Korund sprawdził się tu idealnie, zarówno do twarzy jak i do ciała. Po prostu dosypywałam odrobinę do żelu do twarzy/pod prysznic i wykonywałam masaż. Korund troszkę gorzej się spłukuje niż tradycyjny peeling, ale dla tak świetnego efektu warto.
A jeśli potrzebowała trochę więcej nawilżenia dodawałam do kremu kropelkę ekstraktu nawilżającego ze Zrób Sobie Krem. Kto jest ciekawy składu, niech kliknie TU. Można go dodać do kremu, balsamu, maseczki, nawet do odżywki do włosów. To taka mała rzecz (15 ml), która bardzo cieszy :)
Mój makijaż (jak na mnie oczywiście) był bardzo skromny. Na twarz nakładałam swój ukochany krem CC z firmy Tony Moly Luminous Pure Aura CC Cream SPF 30 PA++. Ma wysoki SPF, więc nie musiałam się już martwić o filtry na buzię. Ten krem cc świetnie dopasowuje się do mojej cery i pięknie ją ujednolica. Buzia wygląda zdrowo i promiennie. I odkryłam, że ten krem świetnie zastępuje rajstopy w sprayu. Miałam na nogach kilka przebarwień i siniaków,a tu akurat wyskoczyło mi wesele. Krem całkiem fajnie wszystko zamaskował.
Cienie do powiek były bezsensem, ograniczyłam się do tuszu do rzęs. Serum odstawiłam jakiś czas temu, więc same rzęsy nie są już tak spektakularne. Ale z nowym tuszem z Inglota wyglądają bardzo ładnie. Jest to tusz wydłużający. Pani w salonie zapewniała mnie, że świetnie wydłuża i rozdziela rzęsy. Po pierwszej aplikacji myślałam, że mnie okłamała. Zrobiłam sobie spektakularne owadzie nóżki z rzęs, ale przy kolejnym użyciu było okej. Z tą szczoteczką trzeba się oswoić, jak już to zrobimy efekt jest naprawdę ładny. Rzęsy są wydłużone, idealnie rozdzielone i lekko podkręcone. Szczoteczką można dotrzeć do każdego kącika i włoska.
Mam w brwiach sporo ubytków i prześwitów, brwi są trochę niesymetryczne. Do tej pory korygowałam to cieniem, ale postanowiłam spróbować nowej konturówki do brwi w żelu z Inglota. Mam kolor nr 12, jest to idealnie chłodny brąz bez śladów rudych tonów. Kosmetyk jest bardzo trwały, nie wyciera się, nie spływa, ale jednocześnie nie ma problemów z jego zmyciem. Używam go praktycznie codziennie od czerwca i ubytek jest taki jak na zdjęciu.
A wy macie jakieś letnie perełki w kosmetyczkach?
M.