Kilka miesięcy temu pisałam Wam TUTAJ, że przygotowuję się do Biegu Europejczyka, który będzie się odbywał przy okazji półmaratonu. Chodziłam pilnie tylko na część treningów, niestety praca, rozwalenie stawu skokowego i inne życiowe zakrętasy nie pozwoliły mi na kontynuowanie profesjonalnych treningów. Efekt był taki, że przez ostatni miesiąc praktycznie wcale nie biegałam, choć dużo jeździłam na rowerze ale to nie to samo. Nie oszukując się moja forma jest równa zeru...
No i co w takiej sytuacji, mając świadomość, że zapisałam się na bieg? Niby to tylko 5,5 km dystans raczej nie morderczy :) Postawiłam wszystko na jedną kartę, przełamałam wstyd i zagłuszyłam głos z tyłu głowy, który cały czas krzyczał mi "nie biegnij! będziesz ostatnia i wszyscy będą się z ciebie śmiać!".
Wiedziałam, że mimo braku przygotowania muszę wystartować! Nie spałam całą noc, tak bardzo się denerwowałam, wymiotowałam z nerwów i jakby nieszczęść było za mało dostałam na to wszystko miesiączki :) Czyli swoje wycierpiałam, a rano, jak prawdziwy kozak, zamiast płakać założyłam buty do biegania i udałam się grzecznie na start!
Ten post nie będzie relacją z imprezy, bo nawet nie wiem kto wygrał Bieg Europejczyka :) Na półmaratonie 1 i 2 miejsce zajęli Kenijczycy, przebiegali obok mnie tzn. wracali, gdy ja dopiero biegłam w jedną stronę :) Może to zabrzmi głupio ale podczas biegu wyglądali pięknie, smukłe nogi niosły ich jakby bez żadnego wysiłku :)
Dla zapaleńców, wyniki biegu znajdziecie TUTAJ.
Z kolei mój wynik nie należy do tych, którymi wypada się chwalić ale skoro sam blog to ekshibicjonizm, to oczywiście macie prawo go znać :) Dystans 5,5 km przebiegłam w zawrotnym czasie 38:11. Kenijczyk ze mnie żaden (bo oni byli na 5 km około 15 min.) ale i tak jestem z siebie dumna, że dałam radę i dobiegłam do mety.
Moja taktyka była prosta: dobiec do końca, nie być ostatnią. Rozkładać siły równomiernie, nie spalić się na początku. 2 km - kryzys, pomyślałam, że nie dam rady, brzuch boli, nie mogę złapać oddechu. Zatrzymałam się, napiłam wody i ruszyłam dalej :)
Medal, choć nie oznaczający wysokiego miejsca, tylko za uczestnictwo jest dla mnie bardzo cenny. Przypomina, że choć w siebie wątpiłam, to mimo wszystko dałam radę.
Taki start, mimo braku przygotowania fizycznego, jest ogromnym doświadczeniem, którego nie zdobędziesz czytając poradniki dla biegaczy. Tego na ile Cię stać, jak idealnie rozłożyć swoje siły, czy kibice Cię peszą czy motywują, jak zachowują się biegacze obok Ciebie, jak w ogóle wygląda start? Najlepszym przykładem na to jest sytuacja, która wczoraj miała miejsce: biegnę sobie spokojnie, obok mnie biegnie dziewczyna w kurtce puchowej, ledwo biegnie ale biegnie, biegnie i PŁACZE! Zatrzymałam się i zapytałam czy wszystko w porządku, może wezwać pomoc? Usłyszałam, że jest ok, więc pobiegłam dalej. Sytuacja ta wydarzyła się na około 2,5 km, dziewczyna biegła półmaraton... nie chcę wymyślać czemu płakała, mogło być milion powodów... Źle ubrana, powłócząca nogami jak na to, co widziałam po prostu nie dawała rady. Czasami tylko taki start może zweryfikować naszą formę i poukładać wszystkie nazbierane informacje :) No i można podpatrzeć prawdziwych zawodowców w akcji ;)
Następny bieg na 5 km będzie we wrześniu, czyli tuż po ślubie, razem z przyszłym Ślubnym będziemy brali w nim udział. Chyba nawet trochę go zainspirowałam ;) Tym razem będę przygotowana na 100% (o ile zdrowie pozwoli) :)
Dziś bolą mnie uda ale od wczoraj uśmiech nie schodzi mi z twarzy :) Było warto!
E.
również biegłam, z czasem 26:34 :) Świetna zabawa, sprawdzenie siebie i duma że się dobiegło - w żaden inny sposób, jak tylko przez udział w takim wydarzeniu, nie da się osiągnąć czegoś takiego. We wrześniu kolejny bieg, ale może by tak wytrenować się i przebiec dyszkę? :D
OdpowiedzUsuńŁaaał 26 minut - you're my hero :)
OdpowiedzUsuńZawody uświadomiły mi, że nie umiem nic i długa droga przede mną. Mam ogromną motywację :) Może we wrześniu i ja bym do 26 min. dobiła ;)
10 km to na razie za dużo jak dla mnie. Ale za Ciebie będę trzymać kciuki!
Podziwiam :) bo dla mnie bieganie jest mega nudne
OdpowiedzUsuńHehe dla mnie też było, póki nie dostrzegłam wielu pozytywnych stron biegania. Poza tym podczas biegu mozesz sluchac muzyki, ksiazek, robic zdjecia, jeździc biegać w ciekawe miejsca, poznawac nowych ludzi :) nagle nie iest wcale takie nudne ;)
UsuńŚwietny czas !
OdpowiedzUsuńPodziwiam!
Ja pierwszy raz 10 km planuje 10 czerwca ;)
Dokładnie w rok od kiedy zaczęłam biegac ;)
Wiem że już dziś bym dała radę zrobić 10 ale staram się poprawiać czas. A 10 zostawiam na ten wyjątkowy dzień ;)
10 km to poki co odlegle marzenia :) Ale bede trzymac kciuki za Twoj rekord zyciowy, ktory pobijesz 10 czerwca ;)
Usuń