piątek, 31 października 2014

Pieczone jabłka na jesienną nudę

Macie czasami tak, że coś byście zjadły ale nie bardzo wiecie co? Coś co jest na miejscu (żeby nie iść do sklepu), coś co jest słodkie, zdrowe i bez ociekającego tłuszczu? Ja tak mam często :) Kilka dni temu koleżanka podała mi świetny przepis ma moje bolączki. Oto przed Wami pyszne polskie pieczone jabłka w cynamonie - na pohybel Putinowi (a co!)!

Składniki na jedną porcję:
1 jabłko
cynamon
opcjonalnie: rodzynki, żurawina 

Pieczone jabłka są również świetnym dodatkiem do porannej owsianki lub ryżu na mleku mniammm... Dobrze smakują zarówno ciepłe, jak i zimne. Można swobodnie spakować je do pojemniczka i zabrać ze sobą do pracy. Gwarantuje Wam, że jak współpracownicy poczują zapach jabłek i cynamonu, to będziecie musieli uciekać żeby je spokojnie zjeść :)


Efekt widzicie na zdjęciach poniżej. Aby jabłka były ślicznie zarumienione polecam posmarowanie ich masłem, wtedy zapieką się na piękny złoty kolor. Ja jednak unikam masła dlatego moje jabłuszka wyglądają trochę smętnie :)


A może macie jakieś fajne przepisy na zdrowe i szybkie przekąski między posiłkami?

Pamiętacie, jak pisałam, że jeszcze nie skończyłam mojej przygody z dynią? Oto lampionek na dzisiejszy straaaaszny halloweenowy wieczór...

Strrrasznie pozdrawiam,
E.

niedziela, 26 października 2014

Paleta cieni dla chłodnej karnacji

Wiele razy pisałam, że jestem kosmetykocholiczką. Moja mini komódka na kosmetyki jest wypełniona po brzegi, a ja ciągle się ślinię na kolejne nowości. Do jednego mnie nigdy nie ciągnęło: do paletek w typie nude. Pewnie kojarzycie takie palety jak Urban Decay Naked 1, 2 i 3, Sleek Au Naturel, czy ostatni hit Zoeva Naturally Yours.  Dlaczego? Cienie są niewątpliwie piękne, kolory cudownie skomponowane, ale w przeważającej części są to cienie w tonacji ciepłej. A ja w ciepłym brązie wyglądam jak ofiara przemocy w rodzinie. Do tej pory komponowałam sobie paletkę cieni naturalnych w Inglocie (jak będziecie chcieli to też się pojawią na blogu), ale gdy zobaczyłam paletę NYX Butt Naked Eyes nie mogłam się powstrzymać. Kupiłam ją w perfumerii Douglas za 114 zł. 



W palecie mamy 15 cieni, 4 róże, bronzer i 2 rozświetlacze. Do tego duże, wygodne lusterko i bezużyteczne aplikatory. Kolory cieni są dla mnie idealne, nie ma tu ani jednego ciepłego odcienia. Mam tu wszystko do zrobienia zarówno makijażu dziennego, jak i do wieczorowego smokey eye. Jest kilka cieni gorzej napigmentowanych, zbyt pudrowych, jaśniejszy rozświetlacz też jest zbyt pudrowy. Poza tym nie widzę minusów, a używam tej palety już ponad miesiąc. Mam już swoich małych ulubieńców. Bałam się trochę bronzera, ale w małej ilości i dobrze roztarty wygląda na mojej bladej twarzy całkiem dobrze. Pierwsza część paletki wygląda tak:







W wysuwanej szufladce mamy róże, bronzer i rozświetlacze. Róże są naprawdę dobrze napigmentowane, ten najjaśniejszy to w tej chwili mój ulubieniec i żałuję, że nie miałam go w kuferku kiedy robiłam swój ślubny makijaż.





Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem jeszcze tak dobra w robieniu zdjęć i ich obróbce jak bym chciała. Boję się przekłamania kolorów, dlatego odsyłam Was również do filmiku, który pomógł mi zdecydować się na paletkę NYX. Są tam zaprezentowane dwie palety tej firmy, druga jeszcze nie wyszła w Polsce, ale na Allegro można ją znaleźć. Początkowo chciałam właśnie tę drugą, ale doszłam do wniosku, że Butt Naked Eyes jest bardziej "moja".


M.

czwartek, 16 października 2014

Jillian Michaels "Idealna sylwetka" - recenzja

Jillian Michaels jest jedną z najpopularniejszych trenerek w USA. Wydała kilkanaście treningów na DVD (zrobiłam dwa, działają!), pisze książki o tematyce fit, jest jednym z trenerów w programie The Biggest Looser (swego czasu oglądałam namiętnie). Niewątpliwie jest to osoba z wiedzą i ogromną pasją. Idealna sylwetka jest trzecią książką jej pióra, którą przeczytałam. Poprzednie bardzo mi się podobały, więc bardzo się ucieszyłam, kiedy dorwałam ją w swoje łapki.


Ta książka to takie 272-stronicowe kompendium wiedzy. Mamy tu wszystko: omówione zasady odżywiania, rozdział poświęcony aktywności fizycznej, sposoby na wdrożenie wszystkich tych założeń i wskazówek, , porady jak utrzymać motywację, triki jak ominąć przeszkody i nie dać się wymówkom, a nawet zasady doboru ubioru do swojej sylwetki. Zresztą zobaczcie sami spis treści.





W czasie czytania można zbierać punkty za każdą radę i wskazówkę jaką stosujemy w codziennym życiu. Na koniec się je podlicza i odczytuje co oznacza wynik. Mi się oczywiście nie chciało liczyć, wybaczcie.

Styl pisania Jillian bardzo przypadł mi do gustu. Język jest zrozumiały dla laika, wszystko jest jasno wytłumaczone i często przytaczane są wyniki badań na poparcie tez  przedstawionych w książce. Nie znajdziemy tu głupich rad w stylu: "wystarczy tylko chcieć", "uwierz, a wszystko będzie możliwe". Jest jasno napisane: "odżywiaj się zdrowo i rusz tyłek". W pierwszym rozdziale Jillian dokładnie opisuje zasady, którymi powinniśmy się kierować w komponowaniu swoich posiłków. Są tu nawet podane propozycje posiłków i przekąsek z podanymi kaloriami. Dla mnie to taka skondensowana wersja innej jej książki Opanuj swój metabolizm. Kolejny rozdział omawia aktywność fizyczną. Tego bardzo mi brakowało w Opanuj swój metabolizm. Jest tu wszystko: rozgrzewka, trening siłowy, cardio, interwały. Wszystko opisane, wyjaśnione co komu i po co. Dla mnie bomba. Propozycje konkretnych treningów, opisy ćwiczeń i jakie partie mięśni ćwiczyć w połączeniu z jakimi też tu jest. Bardzo przydatna wiedza, szczególnie jeśli chcemy trenować w domu albo trener na naszej siłowni jest do bani. Kolejne rozdziały to głównie porady jak to wszystko wprowadzić w życie, nie tracić motywacji i nie wydawać kupy kasy na dietetyczne cuda. Jest tu mnóstwo porad i wskazówek, które mogą wydawać się mało istotnym szczegółem, ale prawda jest taka, że wszystkie te drobne szczegóły składają się na nasz sukces lub porażkę. Bardzo podoba mi się, że Jillian postanowiła rozprawić się z niektórymi mitami dotyczącymi odchudzania, np.:
  • jedząc mało, a często rozkręcisz swój metabolizm,
  • twój trening wcale nie jest do bani, twoja waga rośnie bo nabierasz mięśni,
  • diety wykluczające węglowodany pomogą Ci schudnąć,
  • brzuszki spalą tłuszcz na brzuchu,
  • produkty bezglutenowe pomogą w odchudzaniu,
  • im więcej się pocisz tym więcej kalorii spalasz.
Co jest faktem, a co mitem? Przeczytajcie książkę :)

Nie ukrywam, że książka Jillian odpowiedziała na kilka moich pytań, szczególnie jeśli chodzi o trening. Pomogła też usystematyzować zdobytą wcześniej wiedzę. Myślę, że Idealna sylwetka i Opanuj swój metabolizm zawierają wszystkie wiadomości, które powinna przyswoić osoba zaczynająca odchudzanie. Żałuję, że nie przeczytałam tych książek na początku swojej drogi, nie straciłabym tyle czasu i energii na bezowocne, a czasami idiotyczne działania (och, brutalna szczerość przed samą sobą). Z całego serca mogę polecić tę pozycję. Jej cena okładkowa to 39,90, ale w mojej ulubionej księgarni można ją kupić trochę taniej KLIK Mają tam też Opanuj swój metabolizm w dobrej cenie.

A Wy czytaliście jakąś książkę Jillian? A może polecacie jakąś inną wartościową lekturę?
M.


poniedziałek, 13 października 2014

Cytrus północy czyli topinambur. Dlaczego warto go jeść?

       Przyznam się szczerze, że ostatnio polubiłam moją kuchnię i staram się spędzać w niej dużo czasu :) Mąż jest szczęśliwy, bo lubi żartować ze stereotypu - kobieta w kuchni ;) Ale wracając do rzeczy... moja ostatnio odkryta miłość zaprowadziła mnie do poszukiwań smakowych. 
         Pamiętacie jak pisałam, że wrzesień był miesiącem gdzie nie wiedziałam w co wsadzić ręce? Tyle się działo, że zupełnie zapomniałam o GRZYBACH! Przypomniałam sobie o nich dopiero w październiku haha, dlatego mając nadzieję, że jeszcze coś znajdę wybraliśmy się wczoraj do Kruszynian, wioseczki o bogatej tradycji tatarskiej, tuż przy granicy białoruskiej. Śmiem twierdzić, że grzyby ze strefy przygranicznej są najlepsze :) Nasz wczorajszy łup to jedynie wiaderko, w skład którego wchodziły zielonki, podzielonki i nawet 2 podgrzybki (to dopiero cud!). Zważywszy na porę roku - październik, brak opadów i zimne noce, to i tak należy się cieszyć z tego wiaderka :)

       Grzybobranie może nie było megaudane ale za to w ogródku u cioci znalazłam ciekawie wyglądającą roślinkę - tompinambur. Ciocia opowiedziała mi o jej właściwościach i już musiałam ją mieć. 
A teraz najważniejsze, czyli o samej roślinie:
Topinambur jest warzywem o bardzo bogatej zawartości składników odżywczych. Dzięki temu jest wykorzystywany w profilaktyce i leczeniu wielu chorób np. cukrzycy typu II czy nowotworów. 

Topinambur zawiera:
  • dwukrotnie wyższą wartość wit. C niż w ziemniaku;
  • witaminy B2, B6, C, i E;
  • bardzo dużą zawartość krzemionki;
  • potas, cynk, fosfor, żelazo;
  • naturalne właściwości konserwujące;
  • przyczynia się do normalizacji glikemii (cukrzyca typu II);
  • posiada korzystny wpływ na rozwój retinopatii cukrzycowej;
  • obniża cholesterol;
  • ma właściwości detoksykacyjne (metale ciężkie, radionuklidy, alkohol);
  • zapobiega zaparciom (zwiększa kurczliwość jelita);
  • zapobiega infekcjom dróg moczowych;
  • odbudowuje osłonę śluzową żołądka;
  • reguluje ciśnienie krwi;
  • spowalnia procesy starzenia się komórek;    
  • jest nieodzownym elementem w terapii nowotworów, ponieważ ma działanie hepatoprotekcyjne i immunostymulujące;
  • no i Drogie Panie wspomaga metabolizm !!!!! 



No dobrze ale jak go jeść?
Oczywiście Internet jest pełen pomysłów na przyrządzenie topinamburu. Ja osobiście próbowałam go na surowo :) Po wykopaniu bulwy, umyłam ją i wcięłam jak rzodkiewkę! Szczerze, to warzywo nie posiada żadnego charakterystycznego smaku. Po ugotowaniu świetnie zastępuje ziemniaku, więc można go przyrządzić np. jako puree lub frytki. Sprawdza się jako dodatek do surówek np. z jabłka i marchewki. Można go również użyć zamiast plasterka cytryny do herbaty, osobiście nie polecam, bo smakuje to mniej więcej tak jakbyście wrzuciły tam kawałek ziemniaka :]

Miałyście może już styczność z takim warzywkiem? A może macie jakieś fajne przepisy?

P.S. Topinambur możecie spotkać na większych stoiskach z warzywami lub na giełdach warzywnych. Najczęściej kosztuje około 8-9 zł za kg. 

E.

sobota, 4 października 2014

Ulubieńcy września

Wracamy z naszym cyklem ulubieńców miesiąca!
Trzeba przyznać, że we wrześniu dużo się działo, baardzo dużo. Śluby i załatwianie spraw z nimi związanych, zajmowało praktycznie całą naszą uwagę, a przynajmniej na bank moją (jak mówiłam Marta jest milion razy bardziej zorganizowana niż ja). Wrzesień był miesiącem wielkich emocji, ważnych życiowych decyzji, zabawy i przede wszystkim wielkich zmian :) Poradziłyśmy sobie ze wszystkim doskonale (mam taką nadzieje) i jesteśmy gotowe wrócić do rzeczywistości. 

Ewelina:
Podkład Clinique anty blemisch solutions - podkład kupiony specjalnie na ślub. Rewelacja, lepszego podkładu w życiu nie miałam. Świetnie kryje, nie wysusza skóry, matuje, nie zatyka, wydajny, a do tego długo się utrzymuje. Nie mogę się go nachwalić. Powiedziałabym, że nie ma wad ale niestety ma - cena ok 140 zł Trochę drogo jak na podkład do codziennego użytku. 
Na początku przestraszyłam się jego kolorem, Pani w Sephorze uparła się że ten będzie dla mnie odpowiedni (nr 5). Podczas próbnego makijażu, Marta powiedziała, że nawet nie będzie próbowała mi go nałożyć bo jest za ciemny :) Faktycznie, wydaje się bardzo ciemny ale świetnie  dopasowuje się do koloru cery, nie widać go po nałożeniu :)

Kolejnym moim ulubieńcem jest DYNIA :) 
Kupiłam jedną wielką, z pomysłem na zupę, o której pisałam już TU. Oczywiście okazało się że więcej niż połowa jeszcze z niej została. Zrobiłam więc z niej ciasto dyniowo-czekoladowo-pomarańczowe według przepisu Bei:)


Szczerze powiem, że z dynią jeszcze nie skończyłam. Jako, że bardzo lubię Halloween, to oczywiście jak co roku będę robiła małe dyniowe lampiony.  Efektami oczywiście się pochwalę na blogu :)
I w małym skrócie pozostali moi ulubieńcy września: sokowirówka od lasek z biblioteki :D Pierwsze soki za płoty: jabłka, marchewka, banany, pomidory i oczywiście dynia ;)
Album Smash Book w wersji ślubnej. Ma pobudzić moją kreatywność i zatrzymać chwilę :) Jak widać Marta powoli go już zapełniam ;) No i moja sukienka ślubna, nie mogło jej tu zabraknąć :D 

Marta 
Woda różana z firmy KTC
Skończył się mój zapas hydrolatów, więc zakupiłam to cudo. Przelałam ją do butelki z atomizerem i używam dwa razy dziennie. Buzia jest po niej miękka i nawilżona, ślady po wypryskach szybciej znikają. Świetnie odświeża a zapach jest po prostu cudowny! Można też nasączyć nią płatki kosmetyczne i położyć na powiekach, ulga natychmiastowa, szczególnie jak się dużo pracuje przy komputerze.


Spray fixujący Kryolan
Byłam "główną makijażystką" zarówno na swoim ślubie, jak i na ślubie Eweliny. Dzięki temu fixerowi nasze make-upy wytrzymały całą noc (a malowałam nas ok. 11-12). Cienie się pod koniec troszkę zrolowały, ale podkłady, róże i inne bronzery nie ruszyły się z naszych buziek. Po spryskaniu twarzy mamy wrażenie, że to lakier do włosów wylądował nam na buzi, ale to uczucie szybko znika. Spray nie przesuszył nam cety, ale na codzień nie odważyłabym się go używać. Ale na imprezy jest super.

Mój asystent znowu wlazł mi w kadr



Parowar

Jeden z moich prezentów ślubnych. Rozpakowałam go dopiero niedawno, ale już lubię. Kurczak z parowaru wychodzi ekstra, trzeba będzie spróbować jeszcze z rybą. Wieeeelki plusem jest to, że przyrządzanego jedzonka nie trzeba pilnować, odpada całe to mieszanie i przekładanie na drugą stronę. Wrzucasz wszystko do pojemników, nastawiasz czas i robi się samo. A do tego pysznie i zdrowo.


Śluby!
Wrzesień był miesiącem ślubów. Najpierw mój (Ewelina moją starszą), potem Eweliny (ja jej starszą) i tydzień później naszej koleżanki (była starszą męża Eweliny, a Ewelina była jej świadkiem). Na pewno nie zapomnimy o swoich rocznicach ;) I skoro Ewelina pokazała swoją kieckę, to ja też.

Źródło
 E. i M.

środa, 1 października 2014

Top ćwiczeń natyłeczkowych z Cassey Ho

Witajcie! Dziś kolejna porcja moich ulubionych treningów z kanału Blogilates Jeśli jeszcze nie mieliście okazji ćwiczyć z Cassey, może ten post Was do tego zachęci. Dziś filmiki z ćwiczeniami pośladków. Muszę powiedzieć, że ćwiczenia tej części ciała chyba najbardziej lubię. Te poniżej są skuteczne, tyłeczek się fajnie po nich podnosi i zaokrągla. Przetestowałam na sobie, mąż może potwierdzić ;)

1. Bubble Butt Workout


Mój pierwszy trening z Cassey, mam do niego wielki sentyment. Niech Was nie zwiedzie słówko "beginners", na pewno go poczujecie. Fajny miks 3 ćwiczeń, dwa w klęku podpartym, jedno w leżeniu na brzuchu. Często w treningach Cassey nie ma squatów, więc jeśli nie możecie/nie potraficie ich robić, to będzie dobry wybór. Rehabilitant na siłowni uświadomił mnie, że nie umiem robić poprawnie przysiadów.

2. 5 Best Butt Exercises to Sculpt a Cute Booty 


Wiecie już, że lubię filmiki z tej serii, ten nie jest wyjątkiem. Zaczynamy od klasyki, unoszenia bioder. Niby nic trudnego. ale oprzyjcie się na piętach to poczujecie dodatkowo tylną część ud. Potem jest ćwiczenie znane nam z filmiku wyżej, baaardzo je lubię. Nie brakuje też wszelkiego rodzaju unoszenia nóg.

3. Butt on Fire


Tytuł filmiku jest bardzo adekwatny do uczucia po skończonym treningu. Pierwsze ćwiczenie to pikuś.  Za to następne to prawdziwy killer. Niby niewinne zataczanie kółek nogą, ale spróbujcie wytrwać razem z Cassey. Niezłe wyzwanie, ale satysfakcja gwarantowana. 

4. The Bold & the Bootiful Workout! 


To w sumie tylko dwa ćwiczenia, ale za to te najbardziej odczuwalne w strefie okołotyłeczkowej. Świetne rozwiązanie, kiedy macie mało czasu, a chcecie zrobić satysfakcjonujący trening pośladków. 

I żeby zachęcić Was do ćwiczeń, piosenka okolicznościowa:


M.